sobota, 20 sierpnia 2011

Dukanowe pampuszki (bułeczki na parze)(faza II,III)



Już gdy ostatnio robiłam prawdziwe pampuchy, pomyślałam, że nietrudno zapewne będzie zrobić dukanową wersję bułeczek na parze. No i dzisiaj spróbowałam i powiem Wam, że smakują jak najprawdziwsze bułeczki! Szkoda tylko, że otręby są tak ciężkie, że ciasto nie wyrasta tak spektakularnie jak przy cieście lżejszym, tym z mąki. Szkoda, że nie wpadłam na ten pomysł, gdy byłam z II fazie diety Protal...

Składniki na  2 porcje dozwolonej porcji otrąb:
  • 9 sporych łyżek otrąb (około 80 gramów)
  • 10 gramów świeżych drożdży
  • 8 łyżek mleka
  • 1 łyżeczka maizeny
  • 1 łyżeczka słodziku (ja użyłam xylitolu) 

Wykonanie:
Otręby zmielić i przesypać do miski. Na środku w mące zrobić dołek i wlać do niego drożdże roztarte ze słodzikiem i 2 łyżkami mleka.
Odstawić, żeby drożdże chociaż troszkę ruszyły.
Dodać resztę mleka i dokładnie wymieszać łyżką. Na koniec podsypać maizeną i formować kuleczki o średnicy 3 cm. Będą się lekko lepić, ale nie szkodzi.
Odstawić na trochę do lekkiego napuszenia.
Parować przez około 10 minut.
Stosować jako dodatek do serka homo 0% przyrządzonego na słodko lub do potrawek mięsnych.

Smacznego.

    Pampuchy (bułeczki na parze)


    Jakiś czas temu przygotowałam dla mojej rodzinki bułeczki na parze, które w moim rodzinnym domu nazywamy "pampuchami". Obiad taki robię kilka razy w roku. Można je jeść zarówno na słodko, jak i wytrawnie jako dodatek do gulaszu czy innych dań mięsnych z sosem. Nam smakują z serkiem Danio, polane sosem truskawkowym. Mniaaam.
    Oryginalny przepis wykopałam z 20 lat temu w staropolskiej książce kucharskiej. Uwagę moją wzbudziła prostota tego dania. Bez jaj, bez tłuszczu, a świetnie wychodzą. Był czas, kiedy robiłam je raz w tygodniu, tak więc składniki i proporcje pozostały mi w pamięci na zawsze. A to trudne do zapamiętania nie było.

    Składniki na 11-12 sporych bułeczek:
    • 1/2 kg mąki (ja dodałam oczywiście pół na pół z pełnoziarnistą)
    • 1/3-1/2 litra mleka (zawsze dolewam ostrożnie i "na oko" widzę kiedy mleka jest idealnie tyle, ile potrzeba, bo każda mąka inaczej "zabiera")
    • 20 gramów świeżych drożdży
    • szczypta soli, pół łyżeczki cukru do ożywienia drożdży.
    dodatkowo:

    • parowar lub tetra, górna część tortownicy i takiej samej średnicy garnek z przykrywką.

    Wykonanie:
    Do miski wsypać mąkę, sól (trochę mąki  można zostawić do ewentualnego dosypania), zrobić po środku dołek i zrobić w nim zaczyn drożdżowy: drożdże rozetrzeć z cukrem, przesypać lekko mąką, w której jest dołek i łyżką- dwiema ciepłego mleka. Odstawić na około 10 minut aż zaczyn zacznie lekko bąbelkować.
    Następnie dolewając mleko wyrabiać ciasto, aż stanie się gładkie i pulchne*.  
    Odstawić przykryte lnianą ściereczką w ciepłe miejsce do podwojenia objętości na około 40-60 minut.
    W tym czasie, jeśli nie mamy parowaru, zagotować lekko osoloną wodę w garnku, na którym będziemy parować bułeczki. Wcześniej naciągnąć na wierzchu tetrę lub odpowiednio wielką gazę i zamknąć na rancie garnka część górną tortownicy, dopasowanej do tej samej średnicy co garnek. Na tortownicy zaształowanej na garnku umieścić przykrywkę garnka. W ten sposób uzyskamy domowej roboty parowar.
    Wyrośnięte ciasto podzielić na 11-12 równych części i z każdej formować bułeczkę.
    Uformowane bułeczki odstawić na 15-30 minut (w zależności od temperatury otoczenia) do napuszenia.
    Parować po kilka sztuk przez około10 minut.
    Oczywiście można zrobić więcej mniejszych bułeczek i parować krócej.
    Podawać jako dodatek do wytrawnych lub słodkich sosów.

    Na koniec moja rada.
    Nie zostawiać bułeczek na potem, bo z racji ubogości składników szybko tracą świeżość i zwyczajnie wysychają. Jednocześnie ascetyzm w składnikach powoduje, że stają się dużo mniej kaloryczne a nadal są przepyszne.

    Smacznego.

    * ciasto jest dobrze wyrobione, gdy po przekrojeniu ukażą się pęcherzyki powietrza.

    piątek, 19 sierpnia 2011

    Jabłecznik zalewany



    Przypomniałam sobie o tym cieście, gdy dostałam jabłka z mamy działki. Od razu odżyły wspomnienia, bo wyobraźcie sobie kochani, to było pierwsze ciasto, jakie w ogóle zrobiłam w życiu. Było to dawno, dawno temu. Miałam może z 7 lat. Upiekłam je  w prodiżu i niesamowite dla mnie było to, że WYSZŁO! Potem robiłam je dosyć często, bo przepis prosty a i jabłek w moim rodzinnym domu nie brakowało. Najlepsze wychodziło z tak zwanych "spadówek". 
    No i dzisiaj, gdy spojrzałam na jabłuszka, skojarzenie mogło być tylko jedno. Przepisu nie musiałam długo szukać, bo mam je w moim zeszycie z przepisami, które zbieram, od kiedy przeszłam na swój garnuszek.
    20 minut później ciasto "siedziało" w piekarniku. Samo ciasto robi się 5 minut, pozostałe 15 minut "walczyłam" z jabłkami ;-)
    U mnie w zapiskach nazwałam ten jabłecznik "Jabłka w cieście", ale uznałam, że nazwa ciasta nie brzmi jednoznacznie, więc szybko przyszła mi do głowy nazwa  jabłecznik zalewany. Gdy zaraz potem wrzuciłam nazwę w google, wyskoczyło mi kilka przepisów, czyli nie jestem oryginalna...Lecz za nic nie pozwolę sobie odebrać wspomnień i czuję się osobiście bardzo związana z tym przepisem. Można by napisać, że od tego jabłeczniczka wszystko się zaczęło....Oczywiście w użyciu mogą być inne owoce, ale wtedy nie będzie to już jabłecznik ;-)
    W zeszycie zapisane mam następująco:

    Składniki na tortownicę o średnicy 22-24cm:

    • 4 jaja
    • 1 szklanka cukru
    • 2 szklanki mąki
    • 2 łyżki proszku do pieczenia
    • 2 łyżki oleju
    • 1 kg pokrojonych w kostkę lub plastry, obranych jabłek.
    Wykonanie:
    Jaja z cukrem utrzeć, dodać przesianą mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i 2 łyżki oleju. Utrzeć. Ciasto wylać na pokrojone jabłka. Upiec.


    Jak wiadomo, po diecie Dukana nie umiem już normalnie wsypać tyle cukru, ile przepisy zamieszczają. Z mąką też mam schizę, więc pokombinowałam po swojemu. Zamiast całej szklanki cukru białego, użyłam 1/2 szklanki cukru trzcinowego i dodałam jeszcze łyżkę słodzika. Mąkę wymieszałam na pół z razową pełnoziarnistą, a proszku do pieczenia dałam tak z półtorej łyżki a nie całe dwie. Zamiast zwykłego oleju użyłam oliwy ryżowej. Skończyło się pysznie.
    Piekłam 45 minut w 185 stopniach.

     Smacznego.

    środa, 17 sierpnia 2011

    Dukanowa zupka "NIC"

    Słyszeliście, a może nawet próbowaliście kiedyś zupy, która nazywa się zupa "NIC"? Ja padłam, gdy wertując moją wielgachną książkę kucharską w poszukiwaniu inspiracji kulinarnych wpadłam na ten przepis. Od razu oczka mi zabłyszczały, bo to zupka na słodko a ja łasuch na słodkie jestem. Dodatkowo od razu pomyślałam, że przepis wystarczy delikatnie zmodyfikować i idealnie wpasuje się w danie zgodne z zasadami diety Protal!
    I powiem Wam, dla mnie bomba! Super smaczne i wcale nie wymaga jakiś specjalnych zdolności kulinarnych.
    W oryginalnym przepisie spis składników wygląda tak:
    - 1,2 l mleka
    - 4 jajka
    - 170g cukru pudru
    - 1/4 łyżeczki cynamonu
    To oczywiste, że idealnie nadaje się do przerobienia na dukanowy posiłek ;-)



    Dukanowa zupka "NIC" by NewLife (faza II, III)

    Składniki na jedną porcję:

    • 2 szklanki mleka 0,5%
    • 1-2 jajka
    •  4-6 łyżek słodzika, który nadaje się do gotowania*
    • 1/3 laski wanilii lub aromat waniliowy
    • łyżka wody

    Wykonanie:

    Jajko (jajka) umyć w gorącej wodzie. Oddzielić białka od żółtek.
    Do rondelka wlać łyżkę wody i gdy zacznie się gotować**, dolać mleko i wanilię lub zapach. Zagotować.
    Białko ubić na sztywno, ale nie przesadzić, bo mocno opadnie podczas gotowania, na końcu dodawać po trochu słodzik wedle uznania (ma być słodziutkie).
    Łyżeczką nabierać niewielkie porcje piany i kłaść na wrzące mleko. (Wcześniej wyjąć wanilię, jeśli się jej użyło).
    Zagotować pianki, odwrócić i wyjąć na talerz.
    Żółtko (żółtka) utrzeć ze słodzikiem na puch. Masę żółtkową zahartować małą ilością gotującego się mleka, żeby zupka się nie zważyła, następnie żółtka powoli wlać do gotującego się mleka cały czas ubijając trzepaczką. Podgrzewać jeszcze chwilkę, aż zupka zgęstnieje, ale nie gotować!
    Zupką zalać pianki-nice, (stąd nazwa zupy ;-)) na talerzu. Gotowe.


    Smacznego. 
    *zabieg z wodą ma zapobiegać przypalaniu się mleka.
    *ja dodałam za mało słodzika do piany i moje nice były za mało słodkie, za to przesadziłam ze słodzikiem w mleku, więc smakowo było odwrotnie. Dlatego ilość słodzika podałam orientacyjnie. Najlepiej potraktować sprawę kierując się swoimi upodobaniami smakowymi.

    Danie z patisona z kurczakiem i suszonymi pomidorami (faza II,III)


    To danie nadale się idealnie dla amatorów dań  z cukinii, kabaczków, dyni czy właśnie patisona. To warzywo trzeba pokochać. Danie powstało przypadkiem, a potrzeba jak wiadomo matką wynalazków. I tym razem eksperyment kuchenny na patisonie zakończył się wielkim sukcesem. Dla mnie bomba i strzał w dziesiątkę. 
    Nie miałam pojęcia, że gotowany patison może być taki pyszny...
    A było to tak...
    ... wieczorem zachciało mi się jeść. Otwieram lodówkę i co na mnie łypie z niej? No oczywiście - patisony. Obcykane mam różne potrawy z tego warzywka, ale jakoś na żadną z nich  w tamtej chwili nie miałam ochoty. Poza tym chciałam szybko coś przyrządzić a nie stać godzinami przy garach. Dodatkowo zależało mi na posiłku stricte z II fazy diety Protal, żeby  nie skazywać się na wyrzuty sumienia. A że patisonów u mnie zatrzęsienie, to kolacja mogła być z czego mi się zamarzy pod warunkiem, że będzie to właśnie patison ;-)
    Jeszcze raz potwierdzam, że danie idealnie wpasowuje się w prawidła diety Dukana. Może być zajadane zarówno w fazie II jak i III czy IV.

    Składniki na jedną porcję:
    • 1 mały patison*
    • pół piersi z kurczaka
    • 1i1/2 szklanki bulionu**
    • 1-2 suszone pomidory ( takie pakowane próżniowo, nie w oliwie)
    • 3 łyżki otrąb
    • 1/2-1 twarożek wiejski
    • przyprawy: pieprz, papryczka pepperoni, mały ząbek czosnek, pół łyżeczki cebulki 
      

    Przygotowanie:
    Patisona obrać (jeśli młodziutki, można zostawić skórkę), pokroić w grubą kostkę i ugotować w bulionie do miękkości. Nie rozgotowywać.
    Filet z kurczaka posiekać drobniutko i wrzucić na rozgrzaną, patelnię. Dodać otręby, cebulkę i całość przyrumienić. Można podlać łyżeczką bulionu z gotującego się patisona (ja nie podlewałam, bo zależało mi na chrupiących, uprażonych otrębach).
    Na koniec dodać posiekane drobno pomidory, papryczkę, świeżo zmielony pieprz i czosnek i przez pół minuty dusić po to, żeby aromaty się przegryzły.
    Do tak przygotowanego na patelni kurczaka dodać ugotowane i odcedzone kawałeczki patisona.
    Jeszcze chwilkę smażyć, żeby nasz patison ładnie się połączył ze wszystkimi składnikami i tuż przed końcem smażenia dodać serek wiejski. Zamieszać krótko i już nie smażyć dłużej. Twarożek powinien zacząć się lekko ciągnąć, ale gdy za długo będzie poddawany obróbce termicznej, serwatka zacznie się oddzielać od reszty i to już nie będzie to. Tak więc szybko i z wyczuciem.
    Danie gotowe.


     Smacznego.
    *Jak sprawdzić czy patison jest młody? Wystarczy paznokciem wbić się w skórkę. Jeśli paznokieć wchodzi łatwo, to znaczy, że patison jest młody, nieprzerośnięty i niezleżały.
    **patisona można ugotować tylko w lekko osolonej wodzie, albo z dodatkiem ziół lub kostki nisko tłuszczowej, bulionowej. Ale najsmaczniejszy jest taki, na własnoręcznie przygotowanym rosołku.

    poniedziałek, 15 sierpnia 2011

    Pełnoziarniste penne z sosem brokułowo-serowym

    Dzisiaj na obiad miało być w miarę szybko, bardzo zdrowo, no i oczywiście smacznie. I tak było!
    Córka, która dzisiaj wracała z obozu, już wczoraj przez telefon z błaganiem w głosie poprosiła o makaron z brokułami i serem (koniecznie pełnoziarnisty, bo dosyć już miała rozgotowanych kluchowatych makaronów, serwowanych na obozie). Chciała taki "no wiesz mama, jaki. Ten z brokułami w pysznym sosiku". Tak, tak córeczko, wiem jaki....;-)


    Mam taki swój sprawdzony sposób od dawien dawna. Wiadomo, że zanim przeszłam kurację prania mózgu na Dukanie, sos - beszamel był na białej mące, pełnotłustym mleku, no i masełka też nie żałowałam. Makaron był biały, boczuś jak najbardziej boczusiowaty, a wszystko to pod grubą pierzynką startego, żółtego sera pełnotłustego.
    Gdy zaczęłam dietę Protel, w fazie III zmodyfikowałam przepis tak, że mogłam z czystym sumieniem zajadać się nim w dni z posiłkiem skrobiowym w roli głównej. Z racji tego, że już "trójeczka" za mną, pozwalam sobie na więcej szaleństwa w tym temacie a rodzinka tylko korzysta na pełnowartościowym posiłku, bez ujmy na walorach smakowych.

    Składniki na obiad dla 3 osób:
    • 1 świeży brokuł
    • ok. 300 gramów makaronu pełnoziarnistego penne
    • do 200 gramów startego, żółtego, sera (z tych miękkich, jak królewski, morski, edamski)
    • składnik dodatkowy, niekonieczny, ale u mnie w domu pożądany w potrawie :ok. 200 gramów drobno pokrojonej, chudej wędlinki.
    Składniki na podstawowy sos:
    • 20 gramów masła (ok. 2 większe łyżki)
    • 3 duże łyżki mąki pszennej, razowej
    • 1 łyżeczka maizeny (skrobi kukurydzianej)
    • 1 szklanka (250 ml) mleka
    • trochę wody po ugotowanych brokułach
    • 1 kostka warzywna o niskiej zawartości tłuszczu i soli
    • przyprawy: sól morska, pieprz, mały ząbek czosnku i około 1/2 łyżeczki świeżo startej gałki muszkatołowej.
    Przygotowanie:
    Brokuł umyć, rozdrobnić dosyć mocno i ugotować w lekko osolonej wodzie do miękkości. Odcedzić, ale wody po brokułach nie wylewać!
    Wędlinkę podsmażyć na teflonie bez oliwy.
    W drugim garnku umieścić: masło, mleko, mąkę i maizenę. Sos podgrzewać cały czas mieszając żeby nie zrobiły się grudki. 
    Dodać kostkę bulionową - warzywną i przyprawić pieprzem i gałką muszkatołową. (Ja lubię bardzo aromat gałki, więc jej nie żałuję, gdyż głównie ona nadaje tego wyjątkowego smaku tej potrawie). 
    Zagotować do zgęstnienia i na koniec dodać odsączone brokuły i dokładnie połączyć warzywo z sosem. W razie potrzeby, gdy sos wydaje się być za gęsty, podlać wodą po ugotowanych brokułach.
    Na koniec dodać zrumienioną wędlinkę i wsypać utarty na wiórki ser żółty. Porządnie wymieszać, żeby ser równomiernie się rozpuścił w sosie i już nie zostawiać "na ogniu", odstawić. (Sera można troszkę zostawić do posypania po wierzchu).


    W międzyczasie ugotować makaron penne. Koniecznie la dente.
    Gdy makaron będzie gotowy, odcedzić (nie przepłukiwać zimną wodą!), wyłożyć do przygotowanego sosu.
    Jeszcze raz dokładnie całość wymieszać żeby sos brokułowo-serowy równomiernie wypełnił i oblepił penne. Posypać resztą żółtego sera.



    Smacznego

    sobota, 13 sierpnia 2011

    Coraz bliżej ku naturze

    Zanim zaczęłam moją przygodę z Dukanem, nie interesowałam się za bardzo tym, jak jeść zdrowo i smacznie. Miało być smacznie, a niestety w moim przypadku oznaczało: smażone (bo ładnie pachnie i chrupie bułeczką tartą ze sklepu), z okraszonymi ziemniaczkami (bo jak to, obiad bez ziemniaczków?), polane obficie sosem (zagęszczonym i zasmażką i poprawione śmietaną), bez surówek (bo już się nie mieściły). Chleb biały, margaryna (bo posmarować trzeba, a margaryna taka zdrowa, a masło to samo zło), no i do popicia koniecznie soki z kartonu (bo jakie to zdrowe, bez cukru przecież). Gdy sobie przypomnę, jak bezmyślnie siebie i rodzinę pompowałam takim serwowaniem posiłków, to mi samej siebie i żal i złość mnie bierze wielka.
    I ktoś czytając moje słowa może się obruszyć, bo Dukan kojarzy się z dietą niezdrową, źle zbilansowaną i obciążającą organizm. Nie w moim przypadku. Dopiero, gdy zaczęłam stosować dietę Protal, dotarło do mnie, jak wiele błędów popełniałam przygotowując codzienne posiłki. Z dnia na dzień zaczęłam nabywać wiedzę na temat tego, jak powinno wyglądać zdrowe odżywianie, jak komponować składniki, by jak najlepiej zaopatrywać własne ciało w to wszystko, co niezbędne do właściwego funkcjonowania organizmu.
    Tak więc teraz świadomie gotuję, z miłości do siebie....
    Zaczęłam poszukiwanie nowych smaków nie tylko w ziołach, przyprawach dotąd mi nieznanych, ale też w sposobie przyrządzania zupełnie wcześniej mi nieznanych produktów. Z kuchni wyjechały wszelkie tłuszcze typu trans, białe makarony i torebki z gotowymi daniami typu fix czy "pomysł na...." 
    Ale pomału i to mi nie wystarcza. Gdy tylko trafia się okazja na "mleko prosto od krowy", wyrabiam twaróg, chleb, bułki wypiekam własnoręcznie, bo tylko wtedy mam pewność, że jest to pieczywo pełnowartościowe. Warzywa całe lato mam z działki mojej mamy. Jeszcze tylko muszę znaleźć źródło dobrej, ekologicznej mąki prosto z młyna i będę miała komplet. Rodzina śmieje się ze mnie, że najchętniej kupiłabym kawał pola i sama zaczęła uprawiać. Coś w tym jest....
    No i od jakiegoś czasu zaczęłam, przy dużej pomocy mojego męża sama wędzić wędliny i ryby.


    wędzenie wędlin

     I kto by pomyślał, że dieta Dukana właśnie tyle dobrego wniesie do mojego życia. Naprawdę warto czasem przystanąć w pędzie codziennego dnia i  pomyśleć o sobie...


    wędlinka mojej roboty
    Miłego dnia

    środa, 10 sierpnia 2011

    Kochani...


    Coś mnie podkusiło, żeby spróbować moich sił w konkursie kulinarnym. Ja wiem, że mój blog to właściwie taki malutki blodżek - dzieciątko, ale ja dopiero stawiam pierwsze kroczki. Z każdym dniem przybywa wpisów a głowa pełna przepisów. Nie umieszczam wszystkiego w pośpiechu, ponieważ pragnę żeby blog ten był swoistym dziennikiem, pamiętnikiem, w którym znajdzie się to wszystko, co mi na sercu i na talerzu danego dnia leżało...
    Pozdrawiam serdecznie i liczę na Wasze głosy.
    Na wygraną nie liczę, ale miło będzie zobaczyć, że Wam smakują moje potrawy i że wracacie do mojego zakątka z życzliwością i ciepłym spojrzeniem na treści przeze mnie pozostawiane.
    Pozdrawiam cieplutko :-*

    niedziela, 7 sierpnia 2011

    Bułeczki "pajdeczki"


    Pomysł na pajdki narodził się jak zwykle trochę z przypadku, a trochę z potrzeby. Bułki, które piekę namiętnie w ilościach hurtowych często wyrastają mi tak duże, że nie sposób zjeść na jedno posiedzenie całą bułkę na raz.
    Wymyśliłam więc pajdeczki. To takie smakowe bułeczki- kromeczki, które po przekrojeniu na pół są idealnie akurat :)


    Cała filozofia tkwi w uformowaniu pajdeczek, a właściwie tego formowania jako takiego brak....

    Pajdeczki cebulowe 

    Składniki na 14-16 sztuk:
    • 350-400gramów mąki (mieszam pszenną- białą, z pełnoziarnistą, razową i orkiszową),
    • ok 200ml ciepłej wody,
    • 2-3 średnie cebule,
    • 20gramów świeżych drożdży,
    • 1 łyżeczka cukru
    • 100gramów chudego twarogu
    • 4 łyżki oliwy
    •  1 łyżeczka morskiej soli, pieprz

    Wykonanie:

    Cebulkę posiekać bardzo drobno i podsmażyć na rumiano na teflonie, na koniec dolewając oliwę i pieprz do smaku. Lekko przestudzić.

    W dużej misce drożdże rozetrzeć z cukrem, podsypać 2 łyżkami mąki i poczekać z 10 minut aż zaczyn "ruszy". Następnie zaczyn zalać wodą, dodać rozkruszony twaróg i dobrze wymieszać.
    Do rozczynu wsypać mąki, sól i na koniec dodać zrumienioną cebulkę wraz z oliwą, na której się smażyła. Ugniatać aż ciasto zacznie pracować i zacznie tworzyć kulkę dosypując ewentualnie mąki razowej.
    Ilość mąki zależy od wilgotności twarogu oraz samej mąki.
    Ciasto odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (ok. 45 minut)

    Po urośnięciu krótko wyrobić jeszcze raz, uformować placek, a następnie zwinąć w wałek średnicy ok 10-12 cm. Bardzo ostrym nożem, starając się nie wgnieść ciasta w deskę pokroić wałek w pajdki. Czynność przypomina krojenie świeżego chleba na kromki. Każdej pajdce nadać kształt owalu i układać na blaszce pokrytej namoczonym papierem do pieczenia. Odstawić do napuszenia na około 15-20 minut.

    Piec w nagrzanym do 220- 230 stopni piekarniku przez około 28-30 minut. "Rumianość" najlepiej sprawdzić na oko ;)

    Pajdeczki pomidorowe

    Składniki na 14-16 sztuk:
    • 350-400gramów mąki (mieszam pszenną- białą, z pełnoziarnistą, razową i orkiszową),
    • 2 łyżki ciepłej wody,
    • 1/2 słoika suszonych pomidorów w oliwie (ok. 120-150 gramów lub więcej),
    • 20gramów świeżych drożdży,
    • 1 łyżeczka cukru 
    • ok 200ml soku pomidorowego lub wielowarzywnego (lub rozcieńczonego przecieru)
    • 100gramów chudego twarogu
    • 4 łyżki oliwy z pomidorów
    • 1 łyżeczka soli morskiej (1/2 łyżeczki jeśli pomidory są bardzo słone). 
    Wykonanie:
    W dużej misce drożdże rozetrzeć z cukrem, podsypać 2 łyżkami mąki i poczekać z 10 minut aż zaczyn "ruszy". Następnie zaczyn zalać sokiem z pomidorów, dodać rozkruszony twaróg i dobrze wymieszać.
    Do rozczynu wsypać mąki, sól i na koniec dodać posiekane drobno pomidory wraz z oliwą. Ugniatać aż ciasto zacznie pracować i zacznie tworzyć kulkę dosypując ewentualnie mąki razowej.
    Ilość mąki zależy od wilgotności twarogu oraz samej mąki.
    Ciasto odstawić w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (ok. 45 minut)
    Po urośnięciu postępować jak wyżej z pajdeczkami cebulowymi.

     
    Smacznego.

    Polubić śniadania


    Przed dietą Dukana bardzo lekceważyłam poranne posiłki. Cieszył mnie fakt, że nie chce mi się jeść, że nie odczuwam głodu. Błędnie interpretowałam fakt, że skoro nie jem, to nie utyję, a im dłużej nie jem, tym bardziej nie utyję. Głupota okrutna. I żyłam tak sobie na świecie w poczuciu dobrze spełnionego obowiązku względem swojego ciała. Tylko jakoś nie docierało do mnie, że mimo, że nie jem śniadań, jakoś nie chudnę a za to bardzo łatwo kilogramy idą w górę.
    Przejście na dietę Dukana uświadomiło mi, jak wiele błędów żywieniowych popełniałam. Dzień bez śniadań, potem obfity posiłek zamulający totalnie, który kończył się poobiednią drzemką. Pod wieczór znowu byłam głodna, sięgałam więc po różne zapychacze, by ostatecznie dzień zamknąć jakimś śmieciowym żarciem do piwka...
    Nie bardzo zastanawiałam się, co jem i kiedy jem. Ważne było, żeby  smakowało jako tako, a to pojęcie względne. Biała bułka ze sklepu, napompowana i "pachnąca piekarnią" znikała bezmyślnie w czeluściach mojej jamy ustnej. Z za chwilę byłam zdziwiona, że w brzuchu mi burczy.
    Na szczęście Dukan i jego dieta całkowicie odmieniły moje podejście do aktu jedzenia. 
    Do jednego z najważniejszych nawyków zdrowego żywienia, oprócz regularnych posiłków, w mniejszych porcjach, należy celebracja śniadań. Jak cudownie smakowała kromka upieczonego przeze mnie chleba po kilku miesiącach bycia na diecie Protal, w fazie II, gdzie nie wolno mi było jadać chleba...mmmmmmmmm. 
    Od tamtej pory uwielbiam śniadania. Może nie zaczynam dnia zbyt zdrowo, bo kawusią na czczo, ale kawusia ze świeżo mielonego ziarna kawy, z dobrego ekspresu ciśnieniowego  pozwala mi na samorozgrzeszenie.
    Za to potem następuje uczta dla podniebienia. Jadam pieczywko wyłącznie mojego wypieku. Moje bułki nie są tylko z ziarnem, po które często sięgają osoby chcące mieć poczucie, że sięgają po zdrowe pieczywo a w rezultacie sięgają po bezwartościową, białą bułkę, posypaną ziarnem. Moje bułki są pełnoziarniste, pełne dobrodziejstwa płynącego ze zboża wraz z otoczką otrębową.

    Bułki piekę przeróżne. Ostatnio uparłam się na pajdeczki pomidorowe lub cebulowe, które idealnie dopasowałam do mojego zapotrzebowania śniadaniowego. Ale każde moje pieczywko smakuje wybornie.



    A już najszczęśliwsza jestem, gdy taką bułeczkę mogę zjeść z ekologicznym twarożkiem, własnego wyrobu, z warzywami pochodzącymi, z działki mojej mamy. Mam wtedy poczucie, że daję sobie to co najlepsze. W końcu moje ciało to nie śmietnik na odpady.
    Jestem tym, co jem....
    Tak więc smacznych, pełnych wartościowych produktów śniadań życzę.
    Amen.


    sobota, 6 sierpnia 2011

    Tort warzywny z cukinii


    W moim domu nadal trwa sezon na cukinie, patisony i kabaczki. Mój mąż już nie może patrzeć na te warzywa. Wychodzą z każdej półki i szuflady w lodówce. W miarę dostarczania mi tych pysznych warzyw do domu, przerabiam na różne sposoby. Były już placuszki z cukinii, leczo z cukinią, kilka dni temu kilka sztuk wraz z porcją pomidorów i cebulki przerobiłam na przepyszny sos do spaghetti, a dzisiaj postanowiłam upiec wytrawny torcik. Wyszedł pyszny!
    A co ważne, nosi wszelkie znamiona czysto II i III fazowego posiłku diety Protal. Tak, tak się drogie Dukanki, to danie idealne dla Was. 

    Składniki na tortownicę o średnicy 22cm:

    • ok 1,5 kilograma cukinii (ja wymieszałam cukinię, kabaczek i patisona)
    • 2 marchewki (dla kolorku)
    • 4 cebule
    • 150 gramów chudej wędliny
    • 5 jaj
    • 12 łyżek otrąb
    • 1 łyżka skrobi kukurydzianej
    • 3 łyżki gęstego, chudego jogurtu
    • 3 ząbki czosnku
    • pół pęczka  drobno pokrojonej pietruszki
    • przyprawy - sól, pieprz, papryka, maggi
    • trochę startego , żółtego sera na wierch (dla fazy III)

    Przygotowanie:

    Cukinię, marchewkę utrzeć na grubych oczkach, posolić i odstawić na 15 minut żeby cukinia puściła sok.
    Cebulę i wędlinę podsmażyć na teflonowej patelni do zarumienienia. Lekko przestudzić.

    W dużej misce utrzeć żółtka z otrębami, skrobią, przeciśniętym czosnkiem i natką pietruszki.Do masy jajecznej dodać usmażoną cebulę i wędlinę, jogurt oraz mocno odciśniętą, utartą cukinię z marchewką.
    Przyprawić dosyć mocno i na pikantno, żeby masa miała wyrazisty smak.
    Osobno ubić białka i delikatnie połączyć z warzywną masą.

    Wylać masę na wyłożoną na dnie papierem tortownicę, wyrównać. Piec przez około 1,5 godziny w nagrzanym do 175 stopni piekarniku.
    Podawać przestudzoną z sosami jogurtowymi, ketchupem lub twarożkiem. Na drugi dzień jeszcze smaczniejsza :)

    Smacznego

    wtorek, 2 sierpnia 2011

    Razowy tort czekoladowy

    Nudziłam się, gdy mój robot kuchenny zawołał mnie do kuchni. I tym sposobem dałam zaprosić się na randkę, w wyniku której powstał tort z pełnoziarnistej mąki z otrębami. No właśnie, biszkopty na tort zawsze kojarzą się z puszystym, napompowanym, lekkim ciastem. Takie powinny być. Zaleca się do ich wypieków białej, lekkiej mąki, którą się przesiewa, by ciasto było jak najbardziej napuszone. No i oczywiście powinny być pełne jaj :-). Ja natomiast popełniłam wielkie faux pas, ponieważ uparłam się, że mój biszkopt co prawda pełen jaj będzie, ale też będzie na mące pełnej otrąb, z pełnego ziarna. Uparłam się i upiekłam razowy biszkopt. Wyszedł znakomicie. Za bazę przyjęłam przepis z mojego zeszytu, który zaczęłam prowadzić jeszcze jako nastolatka a w którym zapisywałam tylko sprawdzone przeze mnie lub podejrzane u mamy przepisy.
    Gdy już miałam biszkopt, zaczęłam kombinować z masą i ta też wyszła znakomicie. Puszysta i delikatna, zwarta, nie rozpadająca się masa na bazie śmietany. Mojej córce skojarzyła się z ptasim mleczkiem. Gdy miałam już i ciasto i masę, pomyślałam, że dobrze będzie mocną czekoladowość przełamać kwaśnym posmakiem owoców. I to był dobry pomysł. Przez to tort nie wyszedł mdły a kwaskowata, cieniutka warstwa podkreśliła smak czekolady.


    BISZKOPT (na 3 warstowy 24cm tort):
    • 6 jaj
    • 600 gramów mąki razowej pszennej pełnoziarnistej (Melvit)
    • 70 gramów mąki ziemniaczanej
    • 33 gramy (3 łyżki) kakao
    • 130 gramów cukru (dobrze część zastąpić trzcinowym)
    Przygotowanie biszkoptu:
    Białka ubić na sztywno. Dodawać po trochu cukier i dalej ubijać, następnie dodać żółtka i na koniec delikatnie połączyć z wymieszanymi mąkami. Piec około 45 minut w piekarniku nagrzanym do 180 stopni.
    Nie rzucać ;-), ostudzić, przeciąć na 3 blaty.

    MASA:

    • 2 jaja
    • 2 łyżki cukru trzcinowego
    • 1 łyżka żelatyny
    • 3 łyżki wody
    • 100 gramów ciemnej czekolady (65%)
    • 4 łyżki ajerkoniaku lub likieru kawowego
    • 1 łyżka kakao
    • 500 gramów śmietanki 30% tłuszczu (zostawić 3-4 łyżki na masę owocową)

    Przygotowanie masy:
    Jajka ubić na parze z cukrem na białą, puszystą masę. Dodać kakao.
    Czekoladę rozpuścić w kąpieli wodnej lub w mikrofali.
    Żelatynę namoczyć w wodzie a gdy napęcznieje, rozpuścić nad parą.
    Do masy jajecznej dodać żelatynę i wmiksować czekoladę i alkohol.
    Ubić śmietanę na sztywno i wmieszać w nią przestudzoną masę jajeczno- czekoladową. Wstawić na chwilę do lodówki.* Wyłożyć na pierwszą warstwę biszkoptu.**

    PRZEŁOŻENIE OWOCOWE:

    • Dżem najlepiej z owoców kwaśnych, lub owoce, lub sok z jagód, czarnej porzeczki, wiśni (jak kto lubi)
    • 1 łyżka mąki ziemniaczanej
    • 1-1 1/2 łyżki żelatyny, 
    • 3-4 łyżki śmietanki
    • ewentualnie cukier do smaku.
    Składniki podgrzać z mąką ziemniaczaną, żeby powstał kisiel, dosłodzić lekko, gdy za kwaśne, zmiksować z rozpuszczoną (podgrzaną) żelatyną i na koniec wmiksować śmietankę. Wyłożyć na drugi blat biszkoptu.
    Dołożyć trzeci blat**.

    POLEWA CZEKOLADOWA:

    • 4 łyżki cukru
    • 2 łyżki śmietany
    • 3 łyżki kakao
    • 100 gramów rozpuszczonej gorzkiej czekolady 60-65%
    • 6 dkg masła
    • 1 łyżeczka żelatyny
    • aromat pomarańczowy
    Żelatynę zalać niewielką ilością zimnej wody. Resztę składników zagotować.
    Gdy żelatyna napęcznieje podgrzać ją w tej wodzie do całkowitego rozpuszczenia (można w mikrofalówce na średniej mocy - dosłownie chwilkę) i dodać do reszty masy z rozpuszczoną czekoladą.
    Wymieszać dobrze i wystudzić.
    Polać ciasto.
    Polewa jest lśniąca, lekko elastyczna, zastyga ładnie ale daje dużo czasu na dokładne rozsmarowanie, nie tworzą się smugi, nie brudzi palców przy jedzeniu z ręki i nie kruszy się przy krojeniu ciasta.

    Smacznego.


     * uwaga, masa dosyć szybko sztywnieje, tężeje, więc nie przetrzymywać za długo w lodówce.
    ** biszkopt dobrze jest nasączyć likierem kawowym lub kawą z wódką lub rumem.

    Ciągle bym coś chrupała...

    To okropne jak człowieka może jedzenie zniewalać. Czasem mam perfekcyjnie prowadzone menu przez calutki dzień i kładę się spać z błogą szczęśliwością, że wytrwałam bez napadów łakomstwa a czasem trzymam się większość dnia by na sam wieczór ponieść klęskę.
    Od kiedy w kuchni przybył mi pomocnik w postaci robota kuchennego, ciągle kręcę się przy garach i gotuję...Niestety smacznie. I od kiedy pojawił się tenże robot, przybyło mi z 2 kilo na wadze. Wredny z niego kumpel. Mam nie tylko napady obżarstwa, ale  częściej napady pichcenia i eksperymentowania w kuchni. No i na przykład w ten sposób, bez okazji, ot tak sobie urodził się w kuchni pełnoziarnisty, czekoladowy tort całkowicie mojego pomysłu. Smaczny był....
    Gdy dzisiaj waga wskazała liczbę 58,4kg, powaliło mnie. Ponad 3 kilo od wagi ustabilizowanej 10 miesięcy temu. Noż kurde... Na poprzednie fazy Dukana raczej wybrać bym się nie chciała, ale koniec z łakociami i nadmiarem cukrów prostych. Piwko, pizza i chipsy idą precz. 
    Niestety jestem w takim cyklu miesięcznym, że najchętniej siedziałabym głową w lodówce. A już najbardziej na świecie chce mi się pochrupać i niestety nie marcheweczki mi się chce chrupać.
    Wymyśliłam więc otrębowe faworki pełnoziarniste. Piecze się je w piekarniku. Potrzebę chrupania zaspokajają znakomicie. Idealna alternatywa dla chipsów.