Przypomniałam sobie o tym cieście, gdy dostałam jabłka z mamy działki. Od razu odżyły wspomnienia, bo wyobraźcie sobie kochani, to było pierwsze ciasto, jakie w ogóle zrobiłam w życiu. Było to dawno, dawno temu. Miałam może z 7 lat. Upiekłam je w prodiżu i niesamowite dla mnie było to, że WYSZŁO! Potem robiłam je dosyć często, bo przepis prosty a i jabłek w moim rodzinnym domu nie brakowało. Najlepsze wychodziło z tak zwanych "spadówek".
No i dzisiaj, gdy spojrzałam na jabłuszka, skojarzenie mogło być tylko jedno. Przepisu nie musiałam długo szukać, bo mam je w moim zeszycie z przepisami, które zbieram, od kiedy przeszłam na swój garnuszek.
20 minut później ciasto "siedziało" w piekarniku. Samo ciasto robi się 5 minut, pozostałe 15 minut "walczyłam" z jabłkami ;-)
U mnie w zapiskach nazwałam ten jabłecznik "Jabłka w cieście", ale uznałam, że nazwa ciasta nie brzmi jednoznacznie, więc szybko przyszła mi do głowy nazwa jabłecznik zalewany. Gdy zaraz potem wrzuciłam nazwę w google, wyskoczyło mi kilka przepisów, czyli nie jestem oryginalna...Lecz za nic nie pozwolę sobie odebrać wspomnień i czuję się osobiście bardzo związana z tym przepisem. Można by napisać, że od tego jabłeczniczka wszystko się zaczęło....Oczywiście w użyciu mogą być inne owoce, ale wtedy nie będzie to już jabłecznik ;-)
W zeszycie zapisane mam następująco:
Składniki na tortownicę o średnicy 22-24cm:
- 4 jaja
- 1 szklanka cukru
- 2 szklanki mąki
- 2 łyżki proszku do pieczenia
- 2 łyżki oleju
- 1 kg pokrojonych w kostkę lub plastry, obranych jabłek.
Jaja z cukrem utrzeć, dodać przesianą mąkę wymieszaną z proszkiem do pieczenia i 2 łyżki oleju. Utrzeć. Ciasto wylać na pokrojone jabłka. Upiec.
Jak wiadomo, po diecie Dukana nie umiem już normalnie wsypać tyle cukru, ile przepisy zamieszczają. Z mąką też mam schizę, więc pokombinowałam po swojemu. Zamiast całej szklanki cukru białego, użyłam 1/2 szklanki cukru trzcinowego i dodałam jeszcze łyżkę słodzika. Mąkę wymieszałam na pół z razową pełnoziarnistą, a proszku do pieczenia dałam tak z półtorej łyżki a nie całe dwie. Zamiast zwykłego oleju użyłam oliwy ryżowej. Skończyło się pysznie.
Piekłam 45 minut w 185 stopniach.
Smacznego.
No faktycznie,nie ma tu wielkiej sztuki kulinarnej,a ciasto szybkie smakowicie się prezentuje... ;)
OdpowiedzUsuńminimum pracy a efekt jak najbardziej zadowalający, czyli idealnie.
OdpowiedzUsuńi duuużo jabłek!
Barbro, słodkosłona, to prawda, prostota bije w oczy. Najwięcej czasu zajmuje obieranie jabłek, bo samo ciasto robi się 5 minut.
OdpowiedzUsuńCzasem tak w kuchni jest, ze nie zawsze potrzeba godzin spędzonych na mieszaniu w garach, żeby coś sensownego upichcić. Chociaż powiem Wam, że ja uwielbiam godzinami majstrować przy gotowaniu ;-)
Dziękuję Wam za odwiedziny i miłe komentarze :-*