piątek, 19 lipca 2013

Kasza jaglana (monodieta)

Kuracja oczyszczająco - odchudzająca na kaszy jaglanej.

"Kasza jaglana powstaje z ziarna prosa. Są to małe okrągłe ziarna, najczęściej w żółtym kolorze, ale dostać można również białe, szare oraz czerwone. Spośród wszystkich kasz zawiera najwięcej żelaza, miedzi, witaminy B1, B2 i B6. Pod względem zawartości cynku prawie dorównuje kaszy gryczanej. Jest to kasza idealna do wszystkiego."

~'`~~<<-o->>~~`'~
A skoro idealna do "wszystkiego" to do monodiety także, ale może zacznę od początku...
Jakiś czas temu postanowiłam poważnie wziąć się za siebie. Gdzieś zaczęły mi się zacierać zdrowe nawyki, troszkę zaczęłam jadać tak sobie...no byle jak. No a jak byle jak, to i waga zaczęła mi się buntowniczo stawiać. Zaczęłam rozważać powrót na dietę Protal. Zanim jednak miałam się na nią zdecydować, postanowiłam poszukać alternatywnych diet, sposobów na pozbycie się zbędnego balastu, jaki mi się przed ostatni kilka miesięcy odłożył tu i ówdzie. Na wyprzedaży zaopatrzyłam się w kilka książek, które zaczęłam sobie studiować szukając jednocześnie drogi, którą być może zdecyduję się podążać przez najbliższe tygodnie i dłużej. Na pierwszy ogień poszła książka Arthura Agatstona - Dieta South Beach czyli jak 2 30 dni zyskać zdrowie i schudnąć. W tym samym momencie przypadkiem trafiłam na stronę z dietą monotematyczną opartą na spożywaniu od 2 do 14 dni wyłącznie kaszy jaglanej. Zafascynowało mnie, jak to możliwe, żeby tyle czasu wytrzymać karmiąc się tylko jaglanką i niczym więcej. Zaczęłam drążyć nieco głębiej temat i doszłam do wniosku, że to dopiero może być ciekawe dla mnie doświadczenie. Po pierwsze, jedząc przez kilka, kilkanaście dni wyłącznie kaszę jaglaną, nie powinnam sobie zrobić krzywdy, a z tego co czytałam, to wręcz odwrotnie. Odtruję organizm, pozbędę się nadmiaru wody z organizmu no i oczyszczę moje jelita z wszelkich złogów, czy zbędnych treści pokarmowych. Ale najważniejsze było dla mnie wyzwanie samo w sobie. Czy ja aby dam radę wytrzymać przez kilka dni żywiąc się jedynie kaszą? Postanowiłam podjąć wyzwanie. Na początek wyznaczyłam sobie cel: 3 dni. Nie byłam pewna, czy podołam, czy wytrzymam, no i jak będzie mój organizm reagował na taką monodietę. I co z łaknieniem, chętkami, pokusami...
Minęły 3 dni, a ja czułam się świetnie. Z każdym dniem lżejsza w przenośni i dosłownie. Nie brakowało mi sił, nie odrzucało mnie od kaszy. Monodieta spodobała mi się pod każdym względem. Nie musiałam się martwić o posiłki, nie musiałam stać przy garach. Kasza wymiatała wszystko a ja wymiatałam kaszę do dna :)
W ten sposób dzień za dniem oczyszczona, najedzona, pełna wyłącznie kaszy i wyłącznie na kaszy jaglanej przeżyłam z sukcesem 12 dni. Lżejsza o prawie 4 kg, szczuplejsza w obwodach głównie ud i brzucha postanowiłam sobie taką dietę stosować kilka razy w roku.  Polecam! Od tamtej pory kasza nadal dominuje w mojej kuchni. Stała się głównym produktem, bazą, w oparciu której przygotowuję wiele przepysznych posiłków, ciast i deserów. Aktualnie żywię się tak troszkę w oparciu o dietę South Beach połączonej ze zbawiennymi właściwościami jaglanki.
O właściwościach kaszy jaglanej i jej wyższości nad kaszami napomknęłam. A o więcej wystarczy zapytać w google i wszystko stanie się jasne.
Bardzo przystępnie o istocie monodiety jaglanej rozpisuje się właścicielka bloga nazdrowiesposob. 
A ja dzisiaj chcę się na moim blogu podzielić przepisem na idealnie ugotowaną według mnie kaszę jaglaną saute

Przepis na całodniową porcję przy stosowaniu monodiety jaglanej:
  • 220g kaszy jaglanej (1 pełna miarka 260ml)
  • 2 dokładnie takie same pełne miarki wrzącej wody (520ml lub 545 gramów)
Przygotowanie:
Kaszę dobrze wypłukać w kilku wodach. Odcedzić. Zagotować wodę w czajniku. 
Nagrzać garnek o grubym szerokim dnie, wsypać przepłukaną, odcedzoną kaszę i prażyć na dosyć silnym ogniu ciągle mieszając, żeby kasza nie przywarła i żeby jej nie przypalić.
Po 5-7 minutach, gdy kasza będzie już uprażona (będzie lekko podskakiwać w garnku i pięknie pachnieć) zalać wrzątkiem. Ostrożnie, gdyż czynność ta wywoła istną eksplozję i proponuję uważać, żeby wybuch gorącej pary nie poparzył rąk.
Po zalaniu kaszy wrzątkiem momentalnie garnek przykryć pokrywką i przykręcić palnik na minimum.
Gotować dokładnie 10 minut pod przykryciem. 
Nie mieszać, nie zaglądać do środka!
Po 10 minutach wyłączyć palnik i zostawić tak całość nadal nie zaglądając i nie mieszając do lekkiego lub całkowitego ostygnięcia.
Z tych proporcji wychodzi około 620 gramów ugotowanej kaszy. Ta ilość wystarczała mi na całodzienną dietę w 4-5 porcjach.

niedziela, 2 czerwca 2013

Drożdżowe babeczki nadziewane pieczarkami

Szykowała mi się mała imprezka przy piwie. Chciałam wymyślić coś do podjadania, co stanowiłoby alternatywę dla  zapychaczy typu chipsy czy paluszki. Przy okazji przygotowania talarków z bagietek posypanych serem żółtym narodził się pomysł pasztecików. Postanowiłam przygotować podwójną porcję ciasta na bazie water roux i wypróbować je do pasztetów. Ostatecznie trochę z lenistwa, trochę z braku czasu wpadłam na pomysł babeczek. No i pomysł okazał się znakomity. 12 babeczek przygotowałam w zaledwie kilka minut, podczas gdy lepienie pierożków - pasztetów zajęłoby mi znacznie więcej czasu. Dodatkowo posypane żółtym serem stanowiły pyszną przekąskę do piwka ;-)
Składniki na 12 babeczek:
Ciasto:
  • 300 g mąki pszennej*
  • 15g świeżych drożdży
  • 1 łyżeczka cukru
  • pół łyżeczki soli
  • 1 duże jajko
  • 65 g mleka
  • 80g startera Thang Zhong zwanego również water roux (poniżej opis, jak przygotować)
  • 50g roztopionego masła
Farsz pieczarkowy: 
  • 500 g pieczarek
  • 2-3 małe cebulki dymki
  • sól, pieprz
  • 1-2 łyżki majonezu**
Dodatkowo:
  • starty ser żółty
Wykonanie: 
Drożdże utrzeć z cukrem, łyżką mąki i łyżką letniego mleka.
Dodać do reszty składników i wyrobić. Wyrabiać ciasto, aż będzie gładkie i elastyczne.W razie potrzeby podsypać lekko mąką, ale nie za dużo. Uformować z ciasta kulę, odłożyć przykryte lnianym ręczniczkiem w ciepłe miejsce do podwojenia objętości (około 1,5 godziny). 

W tym czasie przygotować farsz pieczarkowy:
Umyte pieczarki utrzeć na dużych oczkach tarki na wiórk (za mnie zrobił to malakser). Następnie pieczarki poddusić z drobno pokrojoną cebulką do odparowania wody. Posolić, popieprzyć i na koniec duszenia wymieszać z majonezem. Farsz przestudzić. Zamiast majonezu można dodać troszkę słodkiej śmietanki a dla dbających o linię, można i z tego i z tego zrezygnować. Jednak majonez czy śmietanka nadadzą farszowi aksamitnego smaku i delikatności.  

Wyrośnięte ciasto jeszcze raz chwilę wyrobić, podzielić na 12 równych części. Każdą część rozwałkować na około 14 centymetrowy placuszek (nie musi być idealnie okrągły) i umieścić w lekko przetartych masłem dołkach, w formie na muffiny formując coś w rodzaju miseczek. Tak przygotowane ciasto wypełnić prawie po brzegi farszem pieczarkowym (najlepiej takim jeszcze delikatnie ciepłym) a następnie lekko zagiąć do środka brzegi. Posypać żółtym serem i czerwoną papryką. Przykryć lnianym ręczniczkiem na około 20 minut, do lekkiego napuszenia.
 
Piec w temperaturze 180ºC przez około 20-25 minut, do złotego koloru. Po upieczeniu wyciągnąć z foremek i  wystudzić na kratce.

Thang Zhong (Water Roux) starter

Szukałam w internecie strony,  ma której wytłumaczone dokładnie będzie co to takiego to water roux i najprzystępniej, przejrzyście i przyjaźnie opisuje to na swoim blogu grahamka.
Podstawą tej metody jest starter - mieszanka mąki i wody w proporcji 1:5, którą się podgrzewa na wolnym ogniu, aż osiągnie temperaturę 65 °C w czasie około 3 minut. Mieszankę tę się schładza i dodaje do pozostałych składników na wypiek.
Właśnie taki starter (water roux) umożliwia większą absorbcję płynów dzięki żelowaniu skrobi, czyniąc wypiekane pieczywo bardziej puszystym, miękkim i elastycznym. Wypiek z dodatkiem water roux dłużej utrzymuje świeżość, ale największym atutem pieczywka wypiekanego przy użyciu water roux jest jego niebywała delikatność.

Proporcje mąki do wody zawsze wynoszą 1 do pięciu. Do tego przepisu będzie potrzebne 80 gramów water roux, więc z poniższych wartości uzyskamy więcej niż podwójną ilość potrzebnego startera, ale to nie problem, gdyż gotowy starter można przełożyć do miseczki, przykryć szczelnie folią spożywczą, tak żeby dotykała masy i można go przechowywać w lodówce przez 3 dni. Przed kolejnym użyciem należy poczekać aż starter nabierze temperatury pokojowej.
  • 50 g mąki
  • 250 g zimnej wody
Mąkę i wodę wymieszać dokładnie w garnuszku i postawić na niewielkim ogniu. Podgrzewać cały czas mieszając, aż osiągnie temperaturę 65 stopni. 
Jeśli nie jesteście w posiadaniu termometra kuchennego, spróbójcie wykonać starter metodą prób i błędów, ale raczej to drugie nie wchodzi w rachubę, gdyż starter naprawdę robi się łatwo. Wystarczy bez przerwy mieszając rózgą podgrzewać masę tak długo, aż stanie się szklista, budyniowata a na dnie pojawią się wyraźne smugi po mieszadle (2-3 minuty).
 Smacznego.
 * ja potrzebowałam jeszcze kilka łyżek mąki do podsypania.

czwartek, 30 maja 2013

Ravioli z drobiowym farszem mięsnym

Robię coraz większą gadżeciarą w kuchni. Dużo większą przyjemność sprawia mi kupowanie sobie przyrządów kuchennych niż ciuchów. A tak po prawdzie, ostatnio kupowanie ciuchów to dla mnie istne katusze, więc do sklepów z odzieżą nie zachodzę. Za to jakiś czas temu wypatrzyłam w którymś sklepie internetowym urządzonko do wykrawania pierożków ravioli, które jednocześnie miało pierożki sklejać. Nie potrafiłam sobie odmówić i nóż do ravioli nabyłam. Jakoś tak wyszło, że nie od razu go wypróbowałam. Zniknął więc w czeluści mojej szuflady i został zapomniany na jakieś pół roku. Szczęśliwie jednak doczekał się premiery w mojej kuchni. Przygotowanie ravioli przy jego pomocy to świetna zabawa. Gadżet okazał się bardzo praktyczny, funkcjonalny i kroi i zamyka ciasto perfekcyjnie. Tak mi się spodobało obcowanie  z nożykiem, że ravioli gości na moim stole dosyć często.
Dzisiaj proponuję najbardziej popularną wersję pierożków czyli z mięsem. 

Składniki (na około120 małych pierożków):
Farsz mięsny: 
  • ok. 800 gramowe udo z indyka (po obraniu ze skóry, kości, tłuszczu pozostanie około 550-600 gramów czystego mięsa.)
  • 1-2 marchewki,
  • cebula, pora, pietruszka
  • kilka suszonych grzybów
  • przyprawy: sól, pieprz, gałka muszkatołowa, majeranek, tymianek, czosnek, listek laurowy
Wykonanie:
Mięso poporcjować na mniejsze kawałki i ugotować z warzywami i częścią przypraw typu sól, pieprz, majeranek, tymianek, listek laurowy na małym ogniu do miękkości. Po ostudzeniu wszystko przecedzić (uwaga, wywaru nie wylewać, gdyż kilka łyżek bulionu może się przydać do nadania farszowi soczystości a reszta bulionu rewelacyjnie nada się na bulionetki).
Całość przepuścić przez maszynkę do mięsa, doprawić według uznania i podlać bulionem jeśli farsz wyjdzie za suchy i dokładnie wyrobić (u mnie wyrabiał robot z mieszadłem K).

Ciasto:
  • 6 szklanek mąki
  • 2 szklanki wrzącej wody
  • 2 łyżki miękkiego masła
  • 2 rozbełtane jaja
  • sól
Wykonanie:
Mąkę przesiać i dodać sól. Dodać rozbełtane jaja, masło i wyrobić najlepiej w misie robota hakiem wlewając strumykiem wodę. Przy wyrabianiu ręcznym bardzo ostrożnie porcjować wodę, bo łatwo o poparzenie. Mnie za każdym razem udaje się idealnie wyrobić ciasto z podanych ilości bez podsypywania. Zawsze wyrabiam w robocie na dosyć wysokich obrotach tak długo, aż ciasto całkowicie zbierze się w idealną kulę i na misie nie pozostanie resztek ciasta.
Tak wyrobione ciasto przełożyć do woreczka foliowego i rozwałkowywać małymi porcjami na paski, które pomieszczą 3-4 rzędy pierożków.
Na połowie paska wycisnąć szprycą lub rozłożyć łyżeczką po porcji farszu i przykryć drugą połową paska. Wykrawać pierożki z kwadraciki o bokach około 3,5 cm.
Wrzucać partiami na lekko osolony wrzątek. Gotować około 1,5-2 minut. Podawać z cebulką, stosować do dań z sosami, do zup lub zajadać się nimi sauté.

Smacznego.

sobota, 25 maja 2013

Makusek (nie piegusek) z daktylami, na białkach

W minionym tygodniu, z mojego pichcenia pozostało mi sporo białek, głownie z obiadów, gdyż moja rodzinka uparła się na spagetti a la carbonare. A ja do makaronu carbonare z szynką, do sosu używam tylko żółtek. Przedwczoraj więc uszczęśliwiłam moich bliskich wielgachną, nieprzyzwoicie słodką bezą Pavlowa z sosem z rozmrożonych owoców, które miałam jeszcze zachomikowane z zeszłego roku w zamrażarce. No a dzisiaj zaczęłam szukać pomysłu, co zrobić resztą zalegających w lodówce białek. Oczywiście mogłam liczyć na nieoceniony blog dorotus, skąd zaczerpnęłam przepis. W moim rodzinnym domu ciasto te nazywano pieguskiem lub rzadziej makuskiem. W moim przepisie zamiast maku niebieskiego użyłam maku białego, bo taki mi zalega w pewnej ilości w szafce po wypiekach marcińskich rogali jeszcze z listopada. Tym samym ciasto straciło swoje urocze piegi, ale nie straciło na smaku. Został więc sam makusek.
Przepis dodatkowo zmodyfikowałam do moich potrzeb kierując się tym, jakimi produktami dysponuję. I tak, zamiast bakali, w cieście znalazły się wyłącznie daktyle, wcześniej wypestkowane, pokrojone drobno.  No i co tu dużo pisać. Ciasto wyszło świetne! 
Ciasto jest proste i szybkie do wykonania. Proporcje odmierza się szklankami co może być nieocenioną sprawą dla tych gospodyń, które z jakiś przyczyn wciąż nie doczekały się od męża takiego gadżetu jak waga kuchenna ;-) Z wyglądu troszkę przypomina keks, ale nim nie jest. Ja pozbyłam się nadmiaru białek a moja rodzinka doczekała się pachnącego makiem i daktylami ciasta do sobotniej kawki.

Składniki (na tortownicę 23cm z wkladem kominkowym):

  • 1 szklanka mąki pszennej
  • 1 szklanka suchego, niemielonego maku (u mnie białego)
  • 1 szklanka białek
  • 1 szklanka cukru
  • 1/2 szklanki zimnego stopionego masła
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • 2 szklanki posiekanych daktyli
  • ulubiony aromat (opcjonalnie)
Wykonanie:


Białka ubić na sztywno ze szczyptą soli, dodać cukier i dalej ubijać. 
Do otrzymanej masy dodać wymieszane wcześniej w osobnej misce: mąkę, mak, daktyle i proszek do pieczenia oraz wlać ostudzone masło.
Całość wymieszać dokładnie szpatułką.

Ja piekłam w tortownicy o średnicy 23 cm z takim spodem z kominem, ale może to być keksówka.
Po około 20 minutach przykryć ciasto folią aluminiową, gdyż ciasto bardzo łatwo się przypieka. Całość piec w piekarniku rozgrzanym do 220 stopni przez około 40-50 minut do tzw. suchego patyczka.
Smacznego.

piątek, 3 maja 2013

Niezły pasztet (drobiowy)


Przygotowanie pasztetu kojarzy się z czymś skomplikowanym, bardzo pracochłonnym. Wizja gotowania, smażenia, pieczenia poszczególnych składników w kilku garach, mieszania, łączenia i wielu tych wszystkich zabiegów, jakim poddaje się mięso zanim trafi ono w ogóle do mielenia może skutecznie odwieźć od pomysłu przygotowania pasztetu.  A kto powiedział, że tak musi być? Ja uwielbiam pasztet, ale tylko ten własnoręcznie przygotowany. Przyrządzam go dosyć często, ale nie mieszam w kilku garach poszczególnych składników przez cały dzień. Właściwie to prawie wcale w garach nie mieszam. Ułatwiłam sobie zadanie maksymalnie. Wszystkie produkty na pasztet da się przygotować w jednym garze. Dobrze, żeby to był większy garnek :) Wystarczy wrzucić do niego po kolei wszystkie produkty na pasztet, zamknąć pokrywkę i na małym ogniu pozwolić mięsu i warzywom "dojść"...Potem w maszynkę, do formy i do pieca.

Składniki (na 3 foremki jednorazowe 13x20cm)

  • 2,5 kg już oczyszczonego z tłuszczu mięsa z podudzi indyczych*
  • 30 dkg wątróbki z indyka**
  • 30 dkg pieczarek
  • 3 średnie cebule
  • włoszczyzna (1-2 marchewki, por, seler, korzeń pietruszki)
  • garść grzybów suszonych
  • 1 bułka pełnoziarnista (w wersji dla Dukanek 12-15 łyżek otrąb owsianych)
  • 6 jaj
  •  przyprawy do pasztetu (papryka,sól, pieprz, gałka muszkatołowa, imbir, kolendra, czosnek, ziele angielskie, liść laurowy)

 Wykonanie: 

Przygotować co najmniej 5 litrowy garnek. Przebrane i poporcjowane mięso zalać około 1,5 litrem wody i doprowadzić do wrzenia. 
Po 5-10 minutach gotowania odcedzić i przepłukać z szumowin mięso i ponownie zalać 1,5 litrem wody, dodać 3 listki laurowe, 3 ziela angielskie, kilka ziaren pieprzu, posolić i gotować pod przykryciem na małym ogniu.
Gdy mięso lekko zmięknie dodać do garnka pokrojoną na mniejsze części włoszczyznę.
Jakieś 10 minut później wrzucić do garnka wątróbkę i pokrojoną w grubą kostkę cebulę. Wątróbkę z cebulką można osobno poddusić na patelni, ale ja tego nie robię, no bo w końcu ma być w jednym garnku. O patelni mowy na początku nie było! ;-).
Na koniec dorzucić pieczarki, garść leśnych grzybów (wcześniej dobrze by było je namoczyć) i bułkę (otręby).
Całość gotować pod przykryciem jeszcze jakieś 10-15 minut na niezbyt dużym ogniu do miękkości mięsa i warzyw. W trakcie gotowania można raz czy 2 razy w garze lekko pomieszać przy dnie, by mieć pewność, że mięso na spodzie nie przywiera i przypala się. Całości jednak nie "bełtać" Może spokojnie sobie zostać w garze tak jak było po kolei tam wrzucane. Odstawić do lekkiego przestudzenia, po czym całość odcedzić niezbyt starannie. Wywaru nie wylewać!

Całą zawartość garnka przepuścić przez maszynkę do mięsa trzykrotnie, (można też zmielić wszystko partiami w malakserze).
Do masy mięsnej dodać ubitych wcześniej do białości trzepaczką 6 jaj, przyprawy do pasztetu (według smaku i uznania, masa powinna mieć wyrazisty, słonawy smak) i wyrabiać ręką lub w misie robota (u mnie mieszadło K) kilka minut do uzyskania spójnej jednolitej masy. Jeśli masa będzie za sucha, dodać kilka łyżek wywaru, w którym gotowała się całość.***
Przełożyć masę do foremek (blaszane lekko natłuścić i obsypać otrębami).
Piec około 1,20- 1,30 godziny w temperaturze 165 stopni.
Smacznego.
* zamiast mięsa indyczego można użyć ud kurzych, lub ud indyczych.
** wątróbkę z indyka można zastąpić wątróbką z kurcząt.
*** resztę wywaru dobrze przecedzić, porozlewać do pojemniczków na kostki lodu i zamrozić. Wyjdą z tego      doskonałe, bardzo esencjonalne i aromatyczne mrożone bulionetki rosołowe

wtorek, 30 kwietnia 2013

Jednorazowe foremki do pieczenia (tutorial)

(własnoręcznie przygotowane z aluminiowej folii)

Kilka dni temu pochwaliłam się tortem-śmietnikiem, jaki przygotowałam dla mojego chrześniaka. Tort miał być tęczowy. Tak więc do upieczenia sześciu biszkoptów o sześciu różnych kolorach potrzebowałam sześciu form o średnicy 20 cm. W domu dysponuję przeróżnymi tortownicami o rozpiętości średnicy od 18 cm do 26 cm. Mam okrągłe, kanciaste, podłużne i jakie tylko w świecie. Niestety, nie dysponuję sześcioma  tortownicami o średnicy 20 cm. Próbowałam zakupić w sklepie tacki aluminiowe jakie się stosuje do grillowania i owszem, znalazłam takowe, ale średnica mi nie odpowiadała. Od czego więc głowa. Postanowiłam sobie takie formy przygotować sama. Pomysłem dzielę się z Wami.

Do zrobienia formy o średnicy 20cm potrzebować będziecie:
  • rolka dobrej jakości, grubej foli aluminiowej (20m)
  • tortownica o średnicy 20cm
  1. Rozwinąć folię aluminiową a następnie złożyć ją na 5 części po 45-50cm. 
  2. Położyć dno tortownicy na środku foli, unieść boki i umieścić w obręczy tortownicy wsuwając od góry i zacisnąc na denku jak normalnie.
  3. Uformować rant formy zawijając, wyrównując i mocno zaciskając brzegi foli.
  4. Po nadaniu kształtu formie usunąć obręcz tortownicy.
  5. Wyjąć z formy dno tortownicy.    
Gotowe.
Teraz nie będzie problemu z przygotowaniem 6 lub więcej blatów biszkoptowych do tortu jednocześnie :-)
 

piątek, 26 kwietnia 2013

Tort Trash Pack



Rok po tym jak upiekłam urodzinowy tort z diznozaurem dla mojego siostrzeńca znowu stanęłam przed tym zadaniem. Kamil, o rok starszy (jak te dzieci szybko rosną) tym razem zapragnął tortu o tematyce prześmiesznej, bo ze śmieciakami. Jak ktoś z Was nie ma pojęcia co to są śmieciaki, to nic nie szkodzi. Za to ja, gdy usłyszałam, że tort ma być z Trash Pack szczerze się ucieszyłam. Jeden z bardziej wdzięcznych tematów. Nie mógł się nie udać. Czym większe brzydactwo na torcie tym piękniejszy.
Od razu wiedziałam, że tort musi być jednym, wielkim śmietnikiem. No i tak wyglądał. A żeby było efektowniej, zaskoczyłam solenizanta tym, że tort w środku był tęczowy.
 
Przepis na ciasto wzięłam stąd. Zależało mi na tym, żeby było zwarte, ciężkie, nie wymagające nasączania, ponieważ tort miał być wysoki, miał być na kremie śmietanowym no i miał udźwignąć dosyć spory, ciężki dekiel (również z ciasta). Zaufałam więc przepisowi w ciemno. Wyszło tak jak trzeba.
Jedynie miałam dylemat, skąd wziąć 6 jednakowych okrągłych foremek, tortownic o średnicy 20cm. Nie znalazłam talerzyków aluminiowych o tej średnicy, więc poradziłam sobie wykonując takie formy z foli aluminiowej sama. Tutorial wykonania takich foremek tutaj >>klik<<
Natomiast masę śmietanową zrobiłam z przepisu własnego na bazie bitej śmietany, mascarpone, ajerkoniaku i utartych biszkoptów.
 
Po torcie nie ma śladu, ale pozostało wspomnienie i kilka zdjęć, którymi dzielę się z Wami.

 Pozdrawiam.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Suszona wędlina

 
Nawet nie miałam pojęcia, że ten rodzaj traktowania mięsa jest tak popularny i rozsławiany na wielu blogach. Ja miałam okazję popróbować suszonego schabu na Wielkanoc. Kawał świetnie przyprawionego, wysuszonego schabiku dostał mój szwagier na urodziny i poczęstował tym rarytasem swoich gości. Wiedziałam, że w najbliższym terminie polecę do sklepu upolować kawał mięcha i zacznę z nim te wszystkie zabiegi, jakim musi być poddane mięso, by potem pieściło smakiem podniebienie.
Już wcześniej chodziło mi po głowie, że przecież dawniej ludzie nie mieli lodówek a suszenie to jedna z najstarszych metod konserwacji mięsa. Jednak myśl jakoś tak przyszła, tak odeszła, zwłaszcza, że nie potrafiłam sobie wyobrazić przeniesienia realiów ludzi żyjących na stepach, sawannach do swojego nie za dużego "m".
A jednak to możliwe.
Lubicie słone, dojrzewające, lekko ciągnące się wędliny? Jeśli tak, to nie pożałujecie, gdy w przepisu skorzystacie.  
Jesteście na diecie Dukana? Nic trudnego przygotować werjsę dukanową takiej wędliny. Wystarczy zdecydować się na dorodny kawałek polędwicy indyczej czy nawet całej piersi. Etap z cukrem pominąć lub natrzeć słodzikiem. No w końcu jak szaleć to szaleć ;-)
Mięso poddane po kolei wszystkim zabiegom staje się pyszną, domową wędliną, którą serdecznie Wam polecam! Suszenie to świetna i tania metoda konserwowania. Cukier i sól mają konserwować wędlinę, aby potem w procesie suszenia, wędlina się nie psuła. Zaś bukiet przypraw nadają jej fantastycznego smaku i aromatu.
Przepis prosty w przygotowaniu, nie wymaga żadnych zdolności kulinarnych, żadnych wyszukanych zabiegów. Jedynie wymaga od nas nie lada cierpliwości.....W czekaniu na efekt końcowy.
Wędlina musi być przechowywana  w suchym miejscu. Ja powiesiłam na wspornikach karniszy, gdzie miała cieplutko i sucho. No i było to miejsce bezpieczne, bo poza zasięgiem mojego kota i psa ;-) No i poza zasięgiem wzroku domowników czy gości.
Po 4-7 dniach suszenia (w zależności od tego jaki rodzaj mięsa suszymy) wędlina jest gotowa do spożycia. Pokrojona bardzo cieniutko jest idealną przekąską!
W ten sposób wysuszyłam polędwiczki wieprzowe (wymagają zaledwie 3-4 dni suszenia), schab a w tej chwili w lodówce maseruje się polędwica indycza i kolejna porcja schabu. Do suszenia nadaje  się praktycznie każdy rodzaj wędliny, jednak te chudsze radzą sobie z suszenie zdecydowanie lepiej. Karkówka będzie wymagała już bardziej wybrednych warunków suszenia z tego powodu, że ma sporo tłustych przerostów. Ale od czego eksperymenty. 

 Składniki:

  • porcja mięsa: schab, polędwiczki wieprzowe, polędwica z indyka (ok. kilogram)
  • ok. ¼ szklanki cukru
  • ok. 3/4 szklanki soli
  • 4-6 ząbków czosnku
  • ok. 2 łyżeczki papryki (słodkiej i ostrej)
  • mieszanka ziół: różne rodzaje pieprzu, garść majeranku, tymianek, oregano
Dodatkowo: gaza, pielucha tetrowa, bandaż, ściereczka bawełniana lub jak u mnie specjalnie do wędliny uszyta lniana zawijka, sznurek.

Wykonanie:

      Mięso oczyścić z błonek i tłuszczu,  umyć, osuszyć, obtoczyć w cukrze. Włożyć do plastikowego pojemnika i zostawić w lodówce na około 1 dobę.
Wyjąć z pojemnika, dokładnie umyć i osuszyć. Obtoczyć w soli wymieszanej z paprykami i zostawić w plastikowym pojemniku, w lodówce na kolejną dobę.
    Po tym czasie mięso znowu umyć i osuszyć. Natrzeć czosnkiem i pieprzem, obtoczyć w mieszance sporządzonej z ziół i przypraw. Jak przyprawy dobrze przylgną do mięsa zawinąć w gazę, płótno, ściereczkę lnianą, koszulkę do wędlin lub zwyczajnie włożyć w skarpetę czy pończochę. Jeśli zawijamy w ściereczkę to dokładnie obwiązać. Suszyć 4-7 dni. Polędwica wieprzowa (na zdjęciach poniżej) może być już gotowa nawet po 3 dniach.
   Wędlina podana w specjalnie uszytej do jej przechowywania zawijce lnianej może być doskonałym prezentem....Nie tylko smakuje, ale jeszcze ładnie się prezentuje, prawda?
Smacznego.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Tiramisu dukanowe (faza II, III)

 Lubicie tiramisu? Jesteście na diecie i bardzo Wam go brakuje? Spróbujcie tiramisu dukanowego. Deser przygotowany na otrębowym biszkopcie i na twarogu o zawartości 0% tłuszczu na pewno  nie zaszkodzi Waszej diecie. Nawet tym, którzy nie liczą kalorii powinien zasmakować.
W tym przepisie ważną rolę pełni aromat tiramisu, który pozwala nadać ciastu dukanowemu smak do złudzenia przypominający oryginalne tiramisu. Gdy nie macie takiego aromatu, tiramisu również się uda, ale nie będzie miało tej przysłowionej "kropki nad i", gdyż aromat tiramisu nadaje  deserowi posmak biszkoptów, których przecież używa się w prawdziwym deserze. Tak czy inaczej, zachęcam do skosztowania.

Składniki na biszkopt (na tortownicę 26-27cm średnicy):

  • 9 łyżek otrąb (kopiastych)
  • 1 jajo
  • 5 żółtek
  • 4 łyżki słodzika
  • 1 łyżka budyniu lub skrobi kukurydzianej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • aromat waniliowy
Powyższe składniki zmiksować na puszystą masę w malakserze. W większej misce ubić pozostałe 5 białek ze szczyptą soli na sztywno. W moim robocie mogę te czynności wykonywać jednocześnie.
Do białek delikatnie dodać po trochu masę, którą zmiksowaliśmy w malakserze.
Piec około 23-25 minut w 180 stopniach. Po wystudzeniu przekroić na pół i nasączyć ponczem. 

Składniki na poncz:

  • potrójne świeże espresso (lub ok. 3/4 szklanki mocnej kawy)
  • 2-3 łyżki xylitolu 
  • 6-8 kropli aromatu migdałowego
  • 2-3 łyżki amaretto*

Składniki na masę twarogową:

  • 2 kg twarogu (najlepszy ser Emilki 0%)
  • ok 15-20 łyżek słodzika
  • 6 łyżeczek (ok. 20g) żelatyny
  • 1/2 szklanki mleka
  • 20 kropli aromatu tiramisu
Żelatynę rozpuścić w mleku umieszczając miseczkę w ciepłej kąpieli.
Resztę składników zmiksować dobrze napowietrzając masę serową. Na koniec cienkim strumyczkiem cały czas intensywnie ubijając wlać rozpuszczoną żelatynę. Dokładnie zmiksować jeszcze chwilkę. 

Złożyć ciasto:

Pierwszy naponczowany blat ciasta przesypać kakao i wyłożyć 1/2 masy serowej. 
Ponownie przesypać kakao i nakryć drugim naponczowanym blatem biszkoptu. Powtórzyć czynność kończąc warstwą sera. 
 Nadać łyżką górnej warstwie  falisty kształt, całość oprószyć kakao i wsadzić na kilka godzin do lodówki.
 
 
Smacznego.
* wyłącznie dla grzesznych Dukanek, kuszę, ale nie namawiam.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Sernik z dodatkiem mascarpone na spodzie brownie

 (z czekoladą i mleczkiem skondensowanym zamiast cukru)
Delikatnie kremowy dzięki dodatkowi mascarpone, rozkosznie słodki dzięki użyciu mleczka skondensowanego zamiast cukru, obłędnie czekoladowy dzięki dodatkowi  ciemnej czekolady do części masy. Rozpływa się w ustach.
Do serników poleca się twarogi półtłuste lub pełnotłuste. W tym serniku doskonale sprawdza się ser typu "wiaderkowy" do 4% tłuszczu, ale ja upatrzyłam sobie sernik Emilki 0%. Idealny do tego sernika a magiczne "0%" (tłuszczu) momentalnie zachęca do wzięcia dokładki. Jednak za dużo go się zjeść nie da. Słodycz szybko wypełnia kubki smakowe. Dostojny, piękny, przepyszny...Zapewniam, że stanie się ozdobą każdego stołu. 
Przepis z bloga dorotus, minimalnie przeze mnie zmieniony. No i tortownica 20-21 cm średnicy to zdecydowanie za mało. Składniki na masę serową podwoiłam i wykorzystałam tortownicę sześcioboczną o wymiarach boków 13 cm.

Składniki na spód brownie:

  • 50 g masła
  • 50g gorzkiej czekolady, połamanej na drobne kawałki
  • pół szklanki drobnego cukru do wypieków
  • 1 duże jajko, w temperaturze pokojowej
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 50 g mąki pszennej
Do niewielkiego garnuszka włożyć masło, dodać czekoladę i rozpuszczać na małej mocy palnika, mieszając od czasu do czasu, aż składniki się połączą i powstanie gładki sos czekoladowy. Ściągnąć z palnika, odłożyć do lekkiego przestudzenia.
Jajko (w całości) ubić z cukrem przy pomocy miksera na puszystą pianę. Powoli wlewać lekko przestudzoną czekoladę (może być ciepła), miksując do połączenia. Dodać przesianą mąkę i zmiksować.
Wysoką tortownicę o średnicy ok 26 cm wyłożyć papierem do pieczenia (sam spód). Na spód przelać masę brownie, wyrównać. Piec w temperaturze 170ºC przez około 12 - 15 minut. Wyjąć z piekarnika.
Kiedy spód z brownies się piecze, przygotować masę serową.

Składniki na masę serową:

  • 2x500g sera Emilki 0%*
  • 500g serka mascarpone
  • 6 jaj
  • 2 puszki mleka skondensowanego słodzonego (370 g)
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 2 duże łyżki budyniu z wanilią**
  • 200g czekolady gorzkiej lub mlecznej, roztopionej w kąpieli wodnej
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej.
W misie miksera umieścić wszystkie składniki (poza czekoladą), zmiksować (lub utrzeć ręcznie) do połączenia się składników. Nie napowietrzać masy zbyt mocno, żeby sernik nie urósł i tym samym potem nie opadł brzydko, ale muszę oznajmić, że piekłam sernik dwa razy i mimo, że mój robot trochę się nad masą  poznęcał, nie urósł niekontrolowanie. Zachow bardzo równą powierzchnię.
Z powstałej masy odlać do półtorej szklanki. Zmiksować ją szybko z roztopioną i lekko przestudzoną czekoladą na gładką masę.
Na upieczony spód brownie przelać białą masę serową. Łyżką wykładać na górę masę czekoladową, w odstępach (kleksach), masa jest gęsta, ale nie tonie w masie serowej. Płaską szpatułkę włożyć w masę serową i wymieszać kilka razy, nie za mocno, by w masie powstał efekt marmurka.
 
Piec w temperaturze 150ºC (bez termoobiegu) przez około 90-100 minut z parą wodną***. Wystudzić w lekko uchylonym piekarniku. Wyjąć, włożyć do lodówki na kilka godzin lub całą noc.
Schłodzony sernik oprószyć tartą czekoladą.
Smacznego.

 * w oryginale sera półtłustego lub tłustego, zmielonego przynajmniej dwukrotnie
** w oryginalnym przepisie mąki ziemniaczanej
*** sernik pieczemy w kąpieli wodnej lub umieszczając poziom niżej w piekarniku żaroodporne naczynie czy blaszkę z wrzącą wodą.

sobota, 13 kwietnia 2013

Babeczki mocno czekoladowe (z pomarańczą i nutą korzenną)

 
Uwielbiam połączenie czekolady i pomarańczy. Ideał smaku dla mnie. Od jakiegoś czasu polubiłam również smaki korzenne, ziołowe, pikantne w słodkich wypiekach. Eksperymentuję z nutami tymianku, rozmarynu, papryki czy pieprzu... Ale dzisiaj chcę wam zaproponować coś mocno czekoladowego, obłędnie pomarańczowego i urzekająco korzennego. To moja wariacja na temat babeczek czekoladowo - korzennych z powidłami, które upiekłam na Boże Narodzenie. W duecie ze smakiem pomarańczy smakują mi jeszcze bardziej.

Składniki na 12 babeczek:

  • 3/4 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • 1 łyżeczka przyprawy korzennej do piernika
  • pół łyżeczki sody oczyszczonej
  • 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 120 g masła
  • 60g gorzkiej czekolady, posiekanej
  • 1/2 szklanki kakao
  • 2 duże jajka
  • 3/4 szklanki jasnego brązowego cukru
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  •  2/3 szklanki grzybka tybetańskiego (w oryginale kwaśnej śmietany 18%)
  • 12 kopiastych łyżeczek dżemu z pomarańczy *
  • kandyzowana skórka pomarańczy do posypania babeczek **
Wykonanie:

Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. 
Mąkę pszenną, cynamon, przyprawę korzenną, sodę, proszek - wymieszać i przesiać, odłożyć.
W garnuszku umieścić masło, roztopić. Zdjąć z palnika, dodać posiekaną czekoladę, odstawić do jej roztopienia, mieszając pod koniec. Dodać przesiane kakao i wymieszać rózgą kuchenną. Odstawić do lekkiego przestudzenia.
Jajka (bez rozdzielania na białka i żółtka) i cukier ubić mikserem do puszystości. Dodać ekstrakt z wanilii, ubijając dalej. Dodać masę czekoladową i dokładnie zmiksować (tą samą końcówką miksera). 
Dodawać śmietanę, na zmianę ze suchymi składnikami, mieszając szpatułką tylko do połączenia się składników.
Formę do muffin wyłożyć papilotkami. Połowę ciasta wyłożyć do papilotek, wyrównać. Na sam środek wyłożyć pełną łyżeczkę dżemu:

Przykryć pozostałą częścią ciasta czekoladowego, wyrównać.
Piec w temperaturze 170ºC, bez termoobiegu, przez około 25 - 27 minut, do tzw. suchego patyczka. Wyjąć, przestudzić na kratce.

Polewa z mlecznej czekolady:

  • 100 g mlecznej czekolady
  • 30 g masła
Czekoladę i masło roztopić w kąpieli wodnej. Pełną małą łyżeczkę rozprowadzić po każdej babeczce. Posypać skórką kandyzowaną.
 
Smacznego.
 * użyłam wykonanego własnoręcznie dżemu z pomarańczy.
** użyłam kandyzowanej skórki własnej roboty.