wtorek, 30 kwietnia 2013

Jednorazowe foremki do pieczenia (tutorial)

(własnoręcznie przygotowane z aluminiowej folii)

Kilka dni temu pochwaliłam się tortem-śmietnikiem, jaki przygotowałam dla mojego chrześniaka. Tort miał być tęczowy. Tak więc do upieczenia sześciu biszkoptów o sześciu różnych kolorach potrzebowałam sześciu form o średnicy 20 cm. W domu dysponuję przeróżnymi tortownicami o rozpiętości średnicy od 18 cm do 26 cm. Mam okrągłe, kanciaste, podłużne i jakie tylko w świecie. Niestety, nie dysponuję sześcioma  tortownicami o średnicy 20 cm. Próbowałam zakupić w sklepie tacki aluminiowe jakie się stosuje do grillowania i owszem, znalazłam takowe, ale średnica mi nie odpowiadała. Od czego więc głowa. Postanowiłam sobie takie formy przygotować sama. Pomysłem dzielę się z Wami.

Do zrobienia formy o średnicy 20cm potrzebować będziecie:
  • rolka dobrej jakości, grubej foli aluminiowej (20m)
  • tortownica o średnicy 20cm
  1. Rozwinąć folię aluminiową a następnie złożyć ją na 5 części po 45-50cm. 
  2. Położyć dno tortownicy na środku foli, unieść boki i umieścić w obręczy tortownicy wsuwając od góry i zacisnąc na denku jak normalnie.
  3. Uformować rant formy zawijając, wyrównując i mocno zaciskając brzegi foli.
  4. Po nadaniu kształtu formie usunąć obręcz tortownicy.
  5. Wyjąć z formy dno tortownicy.    
Gotowe.
Teraz nie będzie problemu z przygotowaniem 6 lub więcej blatów biszkoptowych do tortu jednocześnie :-)
 

piątek, 26 kwietnia 2013

Tort Trash Pack



Rok po tym jak upiekłam urodzinowy tort z diznozaurem dla mojego siostrzeńca znowu stanęłam przed tym zadaniem. Kamil, o rok starszy (jak te dzieci szybko rosną) tym razem zapragnął tortu o tematyce prześmiesznej, bo ze śmieciakami. Jak ktoś z Was nie ma pojęcia co to są śmieciaki, to nic nie szkodzi. Za to ja, gdy usłyszałam, że tort ma być z Trash Pack szczerze się ucieszyłam. Jeden z bardziej wdzięcznych tematów. Nie mógł się nie udać. Czym większe brzydactwo na torcie tym piękniejszy.
Od razu wiedziałam, że tort musi być jednym, wielkim śmietnikiem. No i tak wyglądał. A żeby było efektowniej, zaskoczyłam solenizanta tym, że tort w środku był tęczowy.
 
Przepis na ciasto wzięłam stąd. Zależało mi na tym, żeby było zwarte, ciężkie, nie wymagające nasączania, ponieważ tort miał być wysoki, miał być na kremie śmietanowym no i miał udźwignąć dosyć spory, ciężki dekiel (również z ciasta). Zaufałam więc przepisowi w ciemno. Wyszło tak jak trzeba.
Jedynie miałam dylemat, skąd wziąć 6 jednakowych okrągłych foremek, tortownic o średnicy 20cm. Nie znalazłam talerzyków aluminiowych o tej średnicy, więc poradziłam sobie wykonując takie formy z foli aluminiowej sama. Tutorial wykonania takich foremek tutaj >>klik<<
Natomiast masę śmietanową zrobiłam z przepisu własnego na bazie bitej śmietany, mascarpone, ajerkoniaku i utartych biszkoptów.
 
Po torcie nie ma śladu, ale pozostało wspomnienie i kilka zdjęć, którymi dzielę się z Wami.

 Pozdrawiam.

niedziela, 21 kwietnia 2013

Suszona wędlina

 
Nawet nie miałam pojęcia, że ten rodzaj traktowania mięsa jest tak popularny i rozsławiany na wielu blogach. Ja miałam okazję popróbować suszonego schabu na Wielkanoc. Kawał świetnie przyprawionego, wysuszonego schabiku dostał mój szwagier na urodziny i poczęstował tym rarytasem swoich gości. Wiedziałam, że w najbliższym terminie polecę do sklepu upolować kawał mięcha i zacznę z nim te wszystkie zabiegi, jakim musi być poddane mięso, by potem pieściło smakiem podniebienie.
Już wcześniej chodziło mi po głowie, że przecież dawniej ludzie nie mieli lodówek a suszenie to jedna z najstarszych metod konserwacji mięsa. Jednak myśl jakoś tak przyszła, tak odeszła, zwłaszcza, że nie potrafiłam sobie wyobrazić przeniesienia realiów ludzi żyjących na stepach, sawannach do swojego nie za dużego "m".
A jednak to możliwe.
Lubicie słone, dojrzewające, lekko ciągnące się wędliny? Jeśli tak, to nie pożałujecie, gdy w przepisu skorzystacie.  
Jesteście na diecie Dukana? Nic trudnego przygotować werjsę dukanową takiej wędliny. Wystarczy zdecydować się na dorodny kawałek polędwicy indyczej czy nawet całej piersi. Etap z cukrem pominąć lub natrzeć słodzikiem. No w końcu jak szaleć to szaleć ;-)
Mięso poddane po kolei wszystkim zabiegom staje się pyszną, domową wędliną, którą serdecznie Wam polecam! Suszenie to świetna i tania metoda konserwowania. Cukier i sól mają konserwować wędlinę, aby potem w procesie suszenia, wędlina się nie psuła. Zaś bukiet przypraw nadają jej fantastycznego smaku i aromatu.
Przepis prosty w przygotowaniu, nie wymaga żadnych zdolności kulinarnych, żadnych wyszukanych zabiegów. Jedynie wymaga od nas nie lada cierpliwości.....W czekaniu na efekt końcowy.
Wędlina musi być przechowywana  w suchym miejscu. Ja powiesiłam na wspornikach karniszy, gdzie miała cieplutko i sucho. No i było to miejsce bezpieczne, bo poza zasięgiem mojego kota i psa ;-) No i poza zasięgiem wzroku domowników czy gości.
Po 4-7 dniach suszenia (w zależności od tego jaki rodzaj mięsa suszymy) wędlina jest gotowa do spożycia. Pokrojona bardzo cieniutko jest idealną przekąską!
W ten sposób wysuszyłam polędwiczki wieprzowe (wymagają zaledwie 3-4 dni suszenia), schab a w tej chwili w lodówce maseruje się polędwica indycza i kolejna porcja schabu. Do suszenia nadaje  się praktycznie każdy rodzaj wędliny, jednak te chudsze radzą sobie z suszenie zdecydowanie lepiej. Karkówka będzie wymagała już bardziej wybrednych warunków suszenia z tego powodu, że ma sporo tłustych przerostów. Ale od czego eksperymenty. 

 Składniki:

  • porcja mięsa: schab, polędwiczki wieprzowe, polędwica z indyka (ok. kilogram)
  • ok. ¼ szklanki cukru
  • ok. 3/4 szklanki soli
  • 4-6 ząbków czosnku
  • ok. 2 łyżeczki papryki (słodkiej i ostrej)
  • mieszanka ziół: różne rodzaje pieprzu, garść majeranku, tymianek, oregano
Dodatkowo: gaza, pielucha tetrowa, bandaż, ściereczka bawełniana lub jak u mnie specjalnie do wędliny uszyta lniana zawijka, sznurek.

Wykonanie:

      Mięso oczyścić z błonek i tłuszczu,  umyć, osuszyć, obtoczyć w cukrze. Włożyć do plastikowego pojemnika i zostawić w lodówce na około 1 dobę.
Wyjąć z pojemnika, dokładnie umyć i osuszyć. Obtoczyć w soli wymieszanej z paprykami i zostawić w plastikowym pojemniku, w lodówce na kolejną dobę.
    Po tym czasie mięso znowu umyć i osuszyć. Natrzeć czosnkiem i pieprzem, obtoczyć w mieszance sporządzonej z ziół i przypraw. Jak przyprawy dobrze przylgną do mięsa zawinąć w gazę, płótno, ściereczkę lnianą, koszulkę do wędlin lub zwyczajnie włożyć w skarpetę czy pończochę. Jeśli zawijamy w ściereczkę to dokładnie obwiązać. Suszyć 4-7 dni. Polędwica wieprzowa (na zdjęciach poniżej) może być już gotowa nawet po 3 dniach.
   Wędlina podana w specjalnie uszytej do jej przechowywania zawijce lnianej może być doskonałym prezentem....Nie tylko smakuje, ale jeszcze ładnie się prezentuje, prawda?
Smacznego.

wtorek, 16 kwietnia 2013

Tiramisu dukanowe (faza II, III)

 Lubicie tiramisu? Jesteście na diecie i bardzo Wam go brakuje? Spróbujcie tiramisu dukanowego. Deser przygotowany na otrębowym biszkopcie i na twarogu o zawartości 0% tłuszczu na pewno  nie zaszkodzi Waszej diecie. Nawet tym, którzy nie liczą kalorii powinien zasmakować.
W tym przepisie ważną rolę pełni aromat tiramisu, który pozwala nadać ciastu dukanowemu smak do złudzenia przypominający oryginalne tiramisu. Gdy nie macie takiego aromatu, tiramisu również się uda, ale nie będzie miało tej przysłowionej "kropki nad i", gdyż aromat tiramisu nadaje  deserowi posmak biszkoptów, których przecież używa się w prawdziwym deserze. Tak czy inaczej, zachęcam do skosztowania.

Składniki na biszkopt (na tortownicę 26-27cm średnicy):

  • 9 łyżek otrąb (kopiastych)
  • 1 jajo
  • 5 żółtek
  • 4 łyżki słodzika
  • 1 łyżka budyniu lub skrobi kukurydzianej
  • 1 łyżeczka proszku do pieczenia
  • aromat waniliowy
Powyższe składniki zmiksować na puszystą masę w malakserze. W większej misce ubić pozostałe 5 białek ze szczyptą soli na sztywno. W moim robocie mogę te czynności wykonywać jednocześnie.
Do białek delikatnie dodać po trochu masę, którą zmiksowaliśmy w malakserze.
Piec około 23-25 minut w 180 stopniach. Po wystudzeniu przekroić na pół i nasączyć ponczem. 

Składniki na poncz:

  • potrójne świeże espresso (lub ok. 3/4 szklanki mocnej kawy)
  • 2-3 łyżki xylitolu 
  • 6-8 kropli aromatu migdałowego
  • 2-3 łyżki amaretto*

Składniki na masę twarogową:

  • 2 kg twarogu (najlepszy ser Emilki 0%)
  • ok 15-20 łyżek słodzika
  • 6 łyżeczek (ok. 20g) żelatyny
  • 1/2 szklanki mleka
  • 20 kropli aromatu tiramisu
Żelatynę rozpuścić w mleku umieszczając miseczkę w ciepłej kąpieli.
Resztę składników zmiksować dobrze napowietrzając masę serową. Na koniec cienkim strumyczkiem cały czas intensywnie ubijając wlać rozpuszczoną żelatynę. Dokładnie zmiksować jeszcze chwilkę. 

Złożyć ciasto:

Pierwszy naponczowany blat ciasta przesypać kakao i wyłożyć 1/2 masy serowej. 
Ponownie przesypać kakao i nakryć drugim naponczowanym blatem biszkoptu. Powtórzyć czynność kończąc warstwą sera. 
 Nadać łyżką górnej warstwie  falisty kształt, całość oprószyć kakao i wsadzić na kilka godzin do lodówki.
 
 
Smacznego.
* wyłącznie dla grzesznych Dukanek, kuszę, ale nie namawiam.

niedziela, 14 kwietnia 2013

Sernik z dodatkiem mascarpone na spodzie brownie

 (z czekoladą i mleczkiem skondensowanym zamiast cukru)
Delikatnie kremowy dzięki dodatkowi mascarpone, rozkosznie słodki dzięki użyciu mleczka skondensowanego zamiast cukru, obłędnie czekoladowy dzięki dodatkowi  ciemnej czekolady do części masy. Rozpływa się w ustach.
Do serników poleca się twarogi półtłuste lub pełnotłuste. W tym serniku doskonale sprawdza się ser typu "wiaderkowy" do 4% tłuszczu, ale ja upatrzyłam sobie sernik Emilki 0%. Idealny do tego sernika a magiczne "0%" (tłuszczu) momentalnie zachęca do wzięcia dokładki. Jednak za dużo go się zjeść nie da. Słodycz szybko wypełnia kubki smakowe. Dostojny, piękny, przepyszny...Zapewniam, że stanie się ozdobą każdego stołu. 
Przepis z bloga dorotus, minimalnie przeze mnie zmieniony. No i tortownica 20-21 cm średnicy to zdecydowanie za mało. Składniki na masę serową podwoiłam i wykorzystałam tortownicę sześcioboczną o wymiarach boków 13 cm.

Składniki na spód brownie:

  • 50 g masła
  • 50g gorzkiej czekolady, połamanej na drobne kawałki
  • pół szklanki drobnego cukru do wypieków
  • 1 duże jajko, w temperaturze pokojowej
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 50 g mąki pszennej
Do niewielkiego garnuszka włożyć masło, dodać czekoladę i rozpuszczać na małej mocy palnika, mieszając od czasu do czasu, aż składniki się połączą i powstanie gładki sos czekoladowy. Ściągnąć z palnika, odłożyć do lekkiego przestudzenia.
Jajko (w całości) ubić z cukrem przy pomocy miksera na puszystą pianę. Powoli wlewać lekko przestudzoną czekoladę (może być ciepła), miksując do połączenia. Dodać przesianą mąkę i zmiksować.
Wysoką tortownicę o średnicy ok 26 cm wyłożyć papierem do pieczenia (sam spód). Na spód przelać masę brownie, wyrównać. Piec w temperaturze 170ºC przez około 12 - 15 minut. Wyjąć z piekarnika.
Kiedy spód z brownies się piecze, przygotować masę serową.

Składniki na masę serową:

  • 2x500g sera Emilki 0%*
  • 500g serka mascarpone
  • 6 jaj
  • 2 puszki mleka skondensowanego słodzonego (370 g)
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  • 2 duże łyżki budyniu z wanilią**
  • 200g czekolady gorzkiej lub mlecznej, roztopionej w kąpieli wodnej
Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej.
W misie miksera umieścić wszystkie składniki (poza czekoladą), zmiksować (lub utrzeć ręcznie) do połączenia się składników. Nie napowietrzać masy zbyt mocno, żeby sernik nie urósł i tym samym potem nie opadł brzydko, ale muszę oznajmić, że piekłam sernik dwa razy i mimo, że mój robot trochę się nad masą  poznęcał, nie urósł niekontrolowanie. Zachow bardzo równą powierzchnię.
Z powstałej masy odlać do półtorej szklanki. Zmiksować ją szybko z roztopioną i lekko przestudzoną czekoladą na gładką masę.
Na upieczony spód brownie przelać białą masę serową. Łyżką wykładać na górę masę czekoladową, w odstępach (kleksach), masa jest gęsta, ale nie tonie w masie serowej. Płaską szpatułkę włożyć w masę serową i wymieszać kilka razy, nie za mocno, by w masie powstał efekt marmurka.
 
Piec w temperaturze 150ºC (bez termoobiegu) przez około 90-100 minut z parą wodną***. Wystudzić w lekko uchylonym piekarniku. Wyjąć, włożyć do lodówki na kilka godzin lub całą noc.
Schłodzony sernik oprószyć tartą czekoladą.
Smacznego.

 * w oryginale sera półtłustego lub tłustego, zmielonego przynajmniej dwukrotnie
** w oryginalnym przepisie mąki ziemniaczanej
*** sernik pieczemy w kąpieli wodnej lub umieszczając poziom niżej w piekarniku żaroodporne naczynie czy blaszkę z wrzącą wodą.

sobota, 13 kwietnia 2013

Babeczki mocno czekoladowe (z pomarańczą i nutą korzenną)

 
Uwielbiam połączenie czekolady i pomarańczy. Ideał smaku dla mnie. Od jakiegoś czasu polubiłam również smaki korzenne, ziołowe, pikantne w słodkich wypiekach. Eksperymentuję z nutami tymianku, rozmarynu, papryki czy pieprzu... Ale dzisiaj chcę wam zaproponować coś mocno czekoladowego, obłędnie pomarańczowego i urzekająco korzennego. To moja wariacja na temat babeczek czekoladowo - korzennych z powidłami, które upiekłam na Boże Narodzenie. W duecie ze smakiem pomarańczy smakują mi jeszcze bardziej.

Składniki na 12 babeczek:

  • 3/4 szklanki mąki pszennej
  • 2 łyżeczki cynamonu
  • 1 łyżeczka przyprawy korzennej do piernika
  • pół łyżeczki sody oczyszczonej
  • 3/4 łyżeczki proszku do pieczenia
  • 120 g masła
  • 60g gorzkiej czekolady, posiekanej
  • 1/2 szklanki kakao
  • 2 duże jajka
  • 3/4 szklanki jasnego brązowego cukru
  • 1 łyżeczka ekstraktu z wanilii
  •  2/3 szklanki grzybka tybetańskiego (w oryginale kwaśnej śmietany 18%)
  • 12 kopiastych łyżeczek dżemu z pomarańczy *
  • kandyzowana skórka pomarańczy do posypania babeczek **
Wykonanie:

Wszystkie składniki powinny być w temperaturze pokojowej. 
Mąkę pszenną, cynamon, przyprawę korzenną, sodę, proszek - wymieszać i przesiać, odłożyć.
W garnuszku umieścić masło, roztopić. Zdjąć z palnika, dodać posiekaną czekoladę, odstawić do jej roztopienia, mieszając pod koniec. Dodać przesiane kakao i wymieszać rózgą kuchenną. Odstawić do lekkiego przestudzenia.
Jajka (bez rozdzielania na białka i żółtka) i cukier ubić mikserem do puszystości. Dodać ekstrakt z wanilii, ubijając dalej. Dodać masę czekoladową i dokładnie zmiksować (tą samą końcówką miksera). 
Dodawać śmietanę, na zmianę ze suchymi składnikami, mieszając szpatułką tylko do połączenia się składników.
Formę do muffin wyłożyć papilotkami. Połowę ciasta wyłożyć do papilotek, wyrównać. Na sam środek wyłożyć pełną łyżeczkę dżemu:

Przykryć pozostałą częścią ciasta czekoladowego, wyrównać.
Piec w temperaturze 170ºC, bez termoobiegu, przez około 25 - 27 minut, do tzw. suchego patyczka. Wyjąć, przestudzić na kratce.

Polewa z mlecznej czekolady:

  • 100 g mlecznej czekolady
  • 30 g masła
Czekoladę i masło roztopić w kąpieli wodnej. Pełną małą łyżeczkę rozprowadzić po każdej babeczce. Posypać skórką kandyzowaną.
 
Smacznego.
 * użyłam wykonanego własnoręcznie dżemu z pomarańczy.
** użyłam kandyzowanej skórki własnej roboty. 

piątek, 12 kwietnia 2013

Koktail waniliowy z grzybka tybetańskiego


 Na temat wyjątkowych właściwości zdrowotnych grzybka tybetańskiego nie będę się rozpisywać. Wystarczy wpisać w wyszukiwarkę "grzybek tybetański" i wszystko stanie się jasne. 
A na stronie http://grzybektybetanski.pl/ znajdziecie wszystko łącznie z przepisami tak wymyślnymi, jak tylko na to wyobraźnia pozwala.


Grzybek zamieszkał ze mną jakieś pół roku temu. Rozwija się, przerabia całe litry mleka i ma się doskonale. Pijam go regularnie w postaci koktajli zarówno na wytrawnie jak i na słodko. Kefirek z kawałeczkami kiszonego ogórka, koperku, odrobiny pieprzu i maggi smakuje wybornie, ale najbardziej smakuje mi w wersji na słodko. Kefiru z powodzeniem używam również do ciast, sosów, dressingów. Praktycznie stosuję zamiast śmietany. Sprawdza się w tej roli znakomicie. Nie jeden raz zastąpił mi śmietanę kwaśną 18%. Tym sposobem jest niskokalorycznie, zdrowo i smacznie.
  • 1 szklanka kefirku z grzybka tybetańskiego
  • 1 łyżka słodziku
  • kilka kropli aromatu waniliowego, śmietankowego (według uznania)
 Zblendować, wypić :-)
Smacznego.

wtorek, 9 kwietnia 2013

Bułeczki - zajączki


 Kolejny przepis z bloga dorotus, na który skusiłam się głownie ze względu kształt  bułeczek i okoliczność, jaką była Wielkanoc. Urzekły mnie te zajączki. Idealnie wpasowały się w klimat Świąt Wielkiej Nocy. Świetnie komponowały się na stole wielkanocnym i raźno wyglądały z koszyczka ze święconką. Na pewno będę je przygotowywać na każdą Wielkanoc obowiązkowo i z przyjemnością.


I chociaż przepis prawie jota w jotę powielony z tamtego bloga, jest coś w moich bułeczkach wyjątkowego...A mianowicie użyłam do ich wypieku mąki własnego przemiału. Tak, tak, nie ma lipy. Dorobiłam się przystawki do mielenia ziaren i od kiedy stałam się jej szczęśliwą posiadaczką, mąkę pełnoziarnistą do wypieków pieczywa wytwarzam sama. 

Składniki na około 8 - 9 bułeczek:
  • 250 g mąki żytniej pełnoziarnistej
  • 350 g mąki orkiszowej pełnoziarnistej*
  • 14 g suchych drożdży (2 opakowania) lub 28 g świeżych drożdży**
  • 2 łyżeczki cukru
  • 1,5 łyżeczki soli
  • 250 g kefiru (lub maślanki, zsiadłego mleka, jogurtu naturalnego)
  • 150 g kwaśnej śmietany 18%***
  • kilka łyżek mleka (gdy ciasto za suche)
Do dekoracji:
  • nasiona dyni, słonecznika, sezamu lub maku
  • białko jajka do posmarowania bułeczek przed pieczeniem

 Wykonanie:

Obie mąki wymieszać z suchymi drożdżami (ze świeżymi wcześniej zrobić rozczyn), dodać pozostałe składniki i wyrobić gładkie ciasto. Odstawić, przykryte, do wyrośnięcia na około 1,5 godziny (do podwojenia objętości).
Wyrośnięte ciasto podzielić na 9 części. Każdą z tych części jeszcze na 3 części: mały okrągły ogonek (mała kulka); trochę większa głowa (kształt łzy lub gruszki), którą na czubku przecinamy, by powstały uszy zająca; ostatnią największą część (grzbiet zajączka) tworzymy przez uformowanie wałeczka i zwinięcie go jak ślimaka.
 
 Smacznego.
* opcjonalnie, jeśli chcemy uzyskać bardziej puchate bułeczki mąkę orkiszową wymieszać z mąką jasną pszenną mniej więcej w proporcji 200+150 g.
** ja drożdży dałam 35 gramów, ponieważ z doświadczenia wiem, że mąka żytnia i te z pełnego przemiału bardzo opornie rosną i potrzebują silniejszej motywacji.
*** do wypieków używam kefirku, jaki wytwarz grzybek tybetański, który z czułością hoduję.

poniedziałek, 8 kwietnia 2013

Odrywanki (bułeczki przekładane szpinakiem)


Inspiracją do tych przepysznych bułeczek był przepis z bloga Dorotus. Zapewnienie autorki, że w bułeczkach tych odnalazła doskonałość spowodował, że przepis bardzo szybko trafił na listę tych, które koniecznie muszę wypróbować. Z natury jestem żarłoczna oczami, a te bułeczki wyglądały świetnie. Bardzo zaintrygował mnie niebanalny kształt, który spotęgował chęć posmakowania tego pieczywka. Jedynie dodatek pietruszki mnie lekko stopował. Nie przepadam za suszoną pietruszką. W ogóle za pietruszką nie przepadam. Toleruję ją jedynie w gorącym rosole, gdy ubarwia zielenią połyskujące oka tłuszczu na tafli zupy. Wiedziałam więc, że przepis jak zwykle potraktuję po swojemu.
Efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania. Nie skłamała Dorotka, bułeczki są doskonałe. Świetnie sprawdzają się przy posiadówach przy piwku. Stanowią idealną alternatywę dla niezdrowych zapychaczy typu paluszki, chipsy... Wyglądają na skomplikowane a tak naprawdę nie aż tak wiele z nimi roboty. 
Nazwałam je odrywankami, bo taką bułeczkę najlepiej sie zajada, odrywając warstwa po warstwie. Delikatne ciasto maślane rozpływa się w ustach. Odrywanki na pewno urozmaicą niejedno spotkanie*. Gwarantuję zadowolenie.

Składniki na 16 bułeczek:

  • 225 ml mleka, letniego
  • 16 g świeżych drożdży (lub 7 g suchych)
  • 2 łyżeczki drobnego cukru
  • 2 łyżeczki soli
  • 450 g mąki pszennej
  • 30 g masła
  • 1 jajko, roztrzepane

Do posmarowania (masa szpinakowa**):

  • ok 60 g masła, miękkiego
  • 4-6 ząbków czosnku
  • porcja szpinaku - mrożonego około 300g i więcej (jeśli mrożony, rozmrozić i odparować na patelni, surowy przesmażyć na małej ilości masła)
  • sól, pieprz, papryka
  • ewentualnie wiórki żółtego sera do posypania na górze

Szpinak wymieszać z przeciśniętym przez praskę czosnkiem, dodać masło, sól, pieprz i wymieszać dokładnie (ja to robię z pojemniku od blendera).

Wykonanie:

Świeże drożdże wymieszać z cukrem i 2 łyżkami mleka, oprószyć minimalnie mąką (suche wystarczy wymieszać z mąką). W naczyniu wymieszać mąkę z solą, dodać pokrojone, miękkie masło. Po środku zrobić dołek, wlać rozczyn drożdżowy, jajko, pozostałe mleko. Wymieszać, wyrobić. Ciasto powinno być gładkie, miękkie. W razie potrzeby dodać 1 - 2 łyżki mleka. Wyrabiać przez 10 minut. Ciasto umieścić w misce, przykryć ręczniczkiem, pozostawić w cieple do podwojenia objętości.
Po tym czasie ciasto wyjąć, krótko wyrobić. Rozwałkować na wymiary ok 30 x 80 cm. 
Na cieście rozsmarować masę szpinakową. Pociąć je wzdłuż na 6 pasów o wymiarach 5 x 80 cm. Posmarowane pasy ułożyć na sobie, jeden na drugim. Tak przygotowane ciasto przekroić na 16 równych części (najpierw na pół, potem połową na pół, itd). 



 
Formę na 16 muffin posmarować masłem. ( U mnie forma na 12 muffin + 4 pojedyncze foremki ;-)). W każdej foremce ułożyć kawałek ciasta na sztorc, (dolną część bułeczek mocniej ścisnąć palcami). Po napełnieniu blachy przykryć ją ręczniczkiem i pozostawić w ciepłym miejscu do napuszenia (u mnie 15 minut).
Piec w temperaturze 190ºC przez ok 20 minut. ja swoje przetrzymałam około 25 minut do zarumienienia na górze. Najlepiej - podawać ciepłe. Chociaż na drugi dzień smakują równie pysznie. Świetnie się mrożą, w ten sposób możemy się cieszyć ich świeżością więcej czasu.


Smacznego.

* W Sylwestra zrobiły furrorę. Mój znajomy nazwał je kalafiorkami ze względu na ich wymyślną formę. 
** Piekę je również z masą dodatkiem przesmażonej cebulki czy z suszonych pomidorów zamiast szpinaku.

Witam po dłuuuugiej przerwie. Tak jak we wszystkim, również w prowadzeniu bloga nie wystarcza mi cierpliwości i brakuje konsekwencji, systematyczności. Jedynie zdjęcia nadal robię przygotowywanym potrawom. Chociaż tyle. Łudzę się, że jeśli natchnienie wróci, będę miała czym podeprzeć swoje spełnienia kulinarne. 
Wiosna nadchodzi, opornie jej w tym roku idzie, zupełnie tak samo jak mnie prowadzenie bloga. A tak bardzo bym chciała, żeby tu więcej się działo. Żeby choć w małej części działo się tyle co dzieje się na co dzień w mojej kuchni i byłoby cudownie. Może wraz z wiosną dziać się zacznie. Jednak znając siebie niczego nie obiecuję...Czas pokaże.
Póki co zaczęłam od wiosennych porządków na blogu. Wysprzątałam, poprzekładałam, pododawałam, pousuwałam i zrobiło się schludnie. Tak, jak powinno być w każdej kuchni - czysto i przyjemnie...pachnąco.
POZDRAWIAM WAS WSZYSTKICH SERDECZNIE.
Tu w tym miejscu pragnę serdecznie pozdrowić moją koleżankę z Wizaż - Basię
Będzie wiedziała o co chodzi ;-)