wtorek, 2 sierpnia 2011

Ciągle bym coś chrupała...

To okropne jak człowieka może jedzenie zniewalać. Czasem mam perfekcyjnie prowadzone menu przez calutki dzień i kładę się spać z błogą szczęśliwością, że wytrwałam bez napadów łakomstwa a czasem trzymam się większość dnia by na sam wieczór ponieść klęskę.
Od kiedy w kuchni przybył mi pomocnik w postaci robota kuchennego, ciągle kręcę się przy garach i gotuję...Niestety smacznie. I od kiedy pojawił się tenże robot, przybyło mi z 2 kilo na wadze. Wredny z niego kumpel. Mam nie tylko napady obżarstwa, ale  częściej napady pichcenia i eksperymentowania w kuchni. No i na przykład w ten sposób, bez okazji, ot tak sobie urodził się w kuchni pełnoziarnisty, czekoladowy tort całkowicie mojego pomysłu. Smaczny był....
Gdy dzisiaj waga wskazała liczbę 58,4kg, powaliło mnie. Ponad 3 kilo od wagi ustabilizowanej 10 miesięcy temu. Noż kurde... Na poprzednie fazy Dukana raczej wybrać bym się nie chciała, ale koniec z łakociami i nadmiarem cukrów prostych. Piwko, pizza i chipsy idą precz. 
Niestety jestem w takim cyklu miesięcznym, że najchętniej siedziałabym głową w lodówce. A już najbardziej na świecie chce mi się pochrupać i niestety nie marcheweczki mi się chce chrupać.
Wymyśliłam więc otrębowe faworki pełnoziarniste. Piecze się je w piekarniku. Potrzebę chrupania zaspokajają znakomicie. Idealna alternatywa dla chipsów.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze mile widziane. Wtedy czuję, że nie piszę sama do siebie ;-)